02 (02) 2021 | | Rozmowy

„Obsada” Wendelien van Oldenborgh: przeciw niewidzialnym przywilejom

„Obsada” to nowa produkcja filmowa Wendelien van Oldenborgh, zrealizowana specjalnie na wystawę „Praca, praca, praca (praca). Céline Condorelli i Wendelien van Oldenborgh” w Muzeum Sztuki w Łodzi. Powstała we współpracy z zespołem filmowym złożonym z samych kobiet. Jest próbą nie tylko rewizji historii wymazywania kobiet z kultury, ale i stworzenia innych, niepatriarchalnych opowieści oraz metod pracy.

Projekt awangardy, który manifestuje się w sztuce abstrakcyjnej, miał być uniwersalny i przyczyniać się do powszechnej zmiany społecznej. Jednak patriarchalny przywilej był niewidoczny dla artystów awangardowych, neoawangardowych, a nawet współczesnych. Przyniosło to w rezultacie międzypokoleniowe wymazanie kobiet z kolektywnego głosu sztuki.

„Obsada” to nowa produkcja filmowa Wendelien van Oldenborgh, zrealizowana specjalnie na wystawę „Praca, praca, praca (praca). Céline Condorelli i Wendelien van Oldenborgh” w Muzeum Sztuki w Łodzi. Powstała we współpracy z zespołem filmowym złożonym z samych kobiet. Jest próbą nie tylko rewizji historii wymazywania kobiet z kultury, ale i stworzenia innych, niepatriarchalnych opowieści oraz metod pracy. Zaangażowana w produkcję grupa studentek, doktorantek i absolwentek związana jest z łódzką Szkołą Filmową. Zmiana, do której dążą, nie polega wyłącznie na zastąpieniu kobiet mężczyznami. Wydarza się w otwartym – wrażliwym na kontekst miejsca i wielogłos zespołu – improwizowanym procesie współpracy z van Oldenborgh.

Osobiste i grupowe doświadczenia kobiet współgrają z planami filmowymi w Muzeum Sztuki (w tym w Sali Neoplastycznej) i Szkole Filmowej. Elementy scenografii przywołują Warsztat Formy Filmowej – łódzką grupę eksperymentalną zajmującą się filmem strukturalnym. Należeli do niej wyłącznie mężczyźni. W 1973 roku w Muzeum Sztuki odbyła się Akcja Warsztat, która manifestowała metody pracy i cele tej grupy. Chodziło o badanie właściwości medium filmowego i poszerzenie go o eksperymenty audiowizualne i performatywne. Podkreślano wspólnotowy charakter produkcji filmowej i autorstwa oraz udział publiczności w strukturze wydarzenia audiowizualnego. Podobnie jak ich awangardowi poprzednicy, twórcy Warsztatu skupiali się na analizie medium swojej pracy, ale przeoczyli własny przywilej i nieobecność kobiet w kolektywie filmowym. Transkrypcja wypowiedzi, które złożyły się na ten film podkreśla jego polemiczny charakter.


Obsada
2021, wideo HD, 33 min.
Produkcja, reżyseria, montaż: Wendelien van Oldenborgh
Asystent reżyserki, zdjęcia produkcyjne, research: Jakub Danilewicz
Zdjęcia, obsada: Magda Bojdo
Dźwięk, obsada: Paulina Sacha
Produkcja wykonawcza, obsada: Monika Czajkowska
Współpraca nad scenariuszem, obsada: Ewa Borysewicz
Współpraca nad scenariuszem, obsada: Magda Kupryjanowicz
Kostiumy, obsada: Elżbieta Szurpicka
Współpraca nad montażem, obsada: Aleksandra Rosset
Tłumaczenie na planie: Joanna Sokolowska
Miejsca: Muzeum Sztuki w Łodzi, Szkoła Filmowa w Łodzi
Produkcja: Muzeum Sztuki w Łodzi i Laboratorium Narracji Wizualnych / vnLab przy Szkole Filmowej w Łodzi
Projekt powstał przy wsparciu Mondriaan Fund


Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi


Ewa Borysewicz: Skupiam się.

Elżbieta Szurpicka: Ja też [śmiech].

EB: Okej [śmiech].

ES: Ostatnie dwa razy.

EB: Dobra.

Monika Czajkowska: Zaczęłam od pracy metodą dokumentalną. Metodą “werbatim’.

Magda Kupryjanowicz: Czyli taka rosyjska szkoła?

MC: Współpracowałam z Krzyśkiem Kopką i jemu asystowałam.

Od tego wyszłam, ale ja nie potrafię pracować taką czystą metodą ‘werbatim’. Więc ja sobie ją modyfikuje pod swoje projekty. Zaczynam od researchu, szukania materiałów i z tym pracuję. Jakby takie rzeczy na styku sztuk. Czyli na styku teatru i filmu.

Żeby tak nie wybierać i się nie zamykać. Bo to jest stricte w teatrze.

MK: Tak. Ja kończyłam reżyserię teatralną, specjalizacja dramaturgia, w krakowskiej szkole teatralnej. Dla mnie to było naturalne, żeby iść w teatr. Ale nie było możliwości kształcenia się dalej w teatrze. Więc próbuję stać się teraz tym scenarzystą filmowym.

MC: To jest ciekawe, bo bardzo mało jest takiego połączenia- film i teatr.

Są ludzie, którzy znają te dwa światy. Wydaje mi się, że wtedy dzieje się najciekawiej.

MK: Wydaje mi się, że wzięli mnie tutaj do tej szkoły ze względu na to, żeby poszerzyć wyobrażenie o tym, czym jest kino.

ES: A to jest w sumie zabawne, że odpuściłam to liczenie i znowu pomyślałam, że ktoś za mnie będzie decydował, kiedy mam zacząć, kiedy mam skończyć, co mam robić, że nie czuję sprawczości.

EB: Aha i kiedy te dwa następne razy dodałaś, to wtedy była sprawczość? Nie rozumiem [śmiech].

MK: Ale to jest tak, że poszłaś na produkcję, chociaż chciałaś być reżyserką?

MC: Nie. Poszłam na produkcję, bo chciałam produkować. Też pewnie nie wiedziałam do końca, czym jest produkcja.

MK: Okej.

MC: A po tym produkowaniu polubiłam być na planie. Lubię taką pracę.

ES: Tak, bo to jest stresujące, że nawet w sumie jest tak w życiu, że dużo się odgrywa jakiejś kompetencji, a jak nagle mam być tutaj kompetentna i mówić w swoim imieniu i to, że naprawdę mam mówić bez udawania o czymś, kim jestem, jak się czuję w swoim zawodzie to się okazuje, że po prostu zżera mnie trema i nie jestem w stanie wymyślić ani słowa, bo wydaje mi się, że to będzie jakieś oszustwo, że ktoś to obejrzy i powie „kłamała”, że nieprawda, nie jest taka profesjonalna

MK: Mam wrażenie, że ta pewność siebie, w tym zawodzie jest problematyczna.

Jak obserwuję innych ludzi i siebie to widzę, że duża część tej pracy polega na zbudowaniu siebie i swojego poczucia wartości na bazie jakiś kompetencji. Zastanawiam się jak to jest u Ciebie, w momencie kiedy ta ścieżka nie jest taka…

Nie wiem jak to ująć… Klasyczna. Albo taka uświęcona tradycją. [śmiech]

MC: Ja rozumiem o co ci chodzi. Tak, tak. To nie jest łatwe…[szum, trzaski]

MK: Nie twierdzę, że powinnaś tak to czuć. Tylko to mnie szczerze interesuje. [szum]

MC: Nie, to nigdy też mnie jakoś nie interesowało. [skrzypienie krzesła] Na przykład adaptacja w teatrze, albo robienie klasycznej fabuły. Tylko takie rzeczy pomiędzy.

Wydaje mi się, że akurat ten brak, [szum, kroki] że nie byłam konkretnie pod reżyserię kształcona. Okazuje się w pewien sposób pomocny, bo trochę jestem poza pudełkiem [szum].

MK: Czyli to ci pomaga? [szum, kroki]

MC: Długo miałam z tym problem. W pewnym momencie zaczęło mi to pomagać. Wydaje mi się, że te wszystkie zawody artystyczne, wymagają determinacji dość dużej.

***

Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

MK: W 1973 roku moja mama była uczennicą w liceum w małym miasteczku przy granicy z Białorusią, po paru latach zaczęła studia biologiczne i została specjalistką z dziedziny paleobotaniki.

ES: W 1973 roku mój ojciec studiował włókiennictwo w Łodzi, moja mama pracowała jako sekretarka i była w ciąży z moją starszą siostrą.

EB: W 1973 roku moja babcia kierowała Ośrodkiem Kultury w Kuźnicy Białostockiej i wychowywała dwójkę dzieci. 13 lat później przeniosła Ośrodek Izby Tkactwa Dwuosnowowego w Janowie do nowego budynku.

Aleksandra Rosset: W 1973 roku moi rodzice byli dziećmi. Mama mojego taty była lekarką w Łodzi, a mama mojej mamy była urzędniczką w Sieradzu.

***

MC: To jest ciekawe dlaczego ten film tak cię skusił. [szum w tle] Skoro w teatrze zrobiłaś dużo i te rzeczy, o których mówisz, to są takie też uznane osoby.

MK: No właśnie, mam taką sytuację, że prowadzący nasze seminarium zadał mi 4 razy pytanie. [szum w tle] Nie wiem czy on nie pamięta tej odpowiedzi, czy cały czas jest niewystarczająca. On mnie pyta, czy ja chce reżyserować. Ja mu mówię, że nie chce reżyserować. Mi ta rola drugoplanowa pasuje. Ale ostatnio zaczęłam o tym myśleć, że jako nastolatka strasznie chciałam robić filmy.

Ostatnio jak analizowałam, dlaczego z tego zrezygnowałam. To z powodu braku wiary w siebie. Wydawało mi się, że to muszą robić artyści, którzy się urodzili artystami. Którzy wiedzą co mają robić. Mają determinację w sobie i przekonanie, że mają coś do powiedzenia. To było taką moją bolączką. Cały czas mi się wydawało, że może mogłabym coś zrobić. Ale czy to będzie ciekawe dla ludzi? Kim ja jestem, żeby coś opowiedzieć.

Paulina Sacha: A masz wrażenie, że ci co robią dobre filmy, mają coś do powiedzenia? [szum]

***

Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

EB: Może to też chodzi o nasze pokolenie. My byłyśmy jeszcze wychowywane w taki tradycyjny sposób, w tradycyjnej rodzinie. Myślę, że… to znaczy nie wiem, bo jeszcze się nigdy na tym tak mocno nie zastanawiałam, ale zdecydowanie byłam prawdopodobnie bardziej przystosowywana do tego, że najważniejsze jest to, żebym była posłuszna, grzeczna i zadowalała oczekiwania mojej mamy i mojego taty.

MK: Ja to bardzo mocno wiąże z moją płcią.To znaczy, że tak zostałam wychowana do tego, że nie wiem, że mój głos jest nieważny.Tak bardzo muszę dużo się nauczyć. Po prostu mam poczucie deficytu jakiejś wiedzy. Dopiero teraz odważam się, sama przed sobą przyznać, że mogłabym robić w kinie, co było moim odwiecznym marzeniem. To bardziej społeczna kwestia.

MC: A myślisz, że to bardziej wynikało z domu, szkoły czy ze znajomych?

MK: Z wszystkiego. Z tego, że jestem gdzieś z prowincji, że moi rodzice nie interesowali się kulturą, że byłam w tym osamotniona, że jestem jedynaczką. Więc też kontakt ze społeczeństwem zawsze oparty był na niepewności. Pewnie też kwestie osobowościowe. Ale myślę, że to wszystko. Wychowanie dziewczynek jest takie ograniczające.

MC: Ugrzeczniające, mi się wydaje.

MK: Ugrzeczniające i ograniczające.

***

Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

EB: Myślę, że też zwyczajnie nagrody, co jest straszne, powodują, że czuję, że mam więcej gruntu pod nogami i że inni uważają, że to jest w porządku, więc okej, więc mogę to robić i czuję się po prostu pewniej.

ES: Ale myślę sobie, że to jest strasznie smutne, że tak bardzo potrzebujemy tego z zewnątrz, bo wydaje mi się, że… tutaj odniosę się do świata uproszczonego, mówiąc, że dziewczyny tak, a mężczyźni tak, ale z mojej obserwacji wynika, że dziewczyny mają tendencję do nieustannego niedoceniania i dokształcania się.

AR: Ja na przykład czuję, że moje poczucie własnej wartości bardzo zależy od innych ludzi, bo jako montażystka zawsze z kimś współtworzę i zawsze jest to proces kreacji z kimś innym. To jest w ogóle ciekawe w filmie, że to jest wspólne tworzenie sztuki, ale też wspólne przeżywanie tego wszystkiego. Nie potrafię tego trochę rozgraniczyć, bo łączy mi się i życie towarzyskie, i osobiste, i praca z tym wszystkim. Gdzieś ta rola montażystki jest taka bardzo poplątana.

***

MK: Czyli ja rozumiem to tak, jeśli mogę sobie pozwolić, że o ile rzeźba była wcześniej przedstawiająca i była łatwa do interpretacji jako konkretny obiekt, o tyle Kobro ze Strzemińskim propagowali ideę, że rzeźba pracuje z przestrzenią, wydziela…

ES: Mi się wydaje że tu chodzi o taką zmianę, że rzeźba nie jest tylko przedstawiająca i człowiek nie jest w relacji do rzeźby jako widz, tylko staje się jej elementem i wchodzi z nią w interakcję.

***

Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

ES: A myślisz, że jest taka sytuacja, w której ktoś wykorzystuje to, że jesteś dziewczyną? Wykorzystuje Twoją emocjonalność i wchodzi ten obszar prywatny, wymusza coś w pracy, przekracza tę granicę i na zasadach, nie wiem czy to dobre słowo, ale na zasadzie manipulacji emocjonalnej, czyli „zrób, daj z siebie więcej, poświęć trochę więcej czasu”.

AR: Przekraczanie granic jest dla mnie wtedy, kiedy reżyser zaczyna na mnie krzyczeć w montażowni, bo mu się nie podoba, na tej zasadzie.

EB: Krzyczeć? Zdarzyło Ci się to?

AR: Tak. Bywają ciężkie sytuacje, ale też nie czuję się jeszcze na tyle doświadczona, żeby wiedzieć jak sobie ze wszystkim radzić po prostu. Ja też muszę się tego nauczyć. a jest to trochę coś innego niż nauka programu i teorii stojącej za filmem. To chyba w każdym zawodzie, jak wchodzi ten czynnik ludzki, to jest taka niewiadoma.

ES: Ja myślę, że w tych zawodach, które są artystyczne i jest duża przestrzeń do nadużyć, bo wszystkim nam zależy, żeby pracować, nie tylko dla pieniędzy, ale też dla idei, to kiedy idzie o efekt artystyczny i ideę, o coś, co służy czemuś więcej niż tylko zarabianiu pieniędzy, jesteśmy w stanie wtedy przekraczać te granice. Myślę, że wielu ludzi na tym też żeruje.

Magdalena Bojdo: Są tacy ludzie, dla których zorganizowanie czegoś to jest świetna zabawa, ale żeby to się w ogóle wydarzyło, to pracują inni ludzie, którzy z gruntu są pod nimi w systemie i to się w ogóle wydarza kosztem tych ludzi na samym dole.

EB: Znaczy, chodzi Ci o to, że też po prostu zwyczajnie sam fakt, że Ci, którzy zajmują się tą produkcją, mają władzę, nagle coś się dzieje z ich głowami, że zaczynają po prostu.

MB: Nie mam pojęcia.

MK: Tak, ja poproszę z dzieckiem jako matka. Poproszę zdjęcie z dzieckiem. To jest główny problem, z którym się borykam w mojej pracy artystycznej. [śmiech] Z kim zostawić dziecko…

EB: Zdarzyło Ci się kiedykolwiek, że musiałaś zabrać je do pracy?

[śmiech]

MK: I wrócić po godzinie?

ES: Policja przywoziła dziecko?

MK: Tak, dziecko czasem uczestniczyło w próbach, nie raz. Daję radę.

ES: Take this child from me.

[hałas]

MK: This one. Nie marnujmy tak dużo papieru na dzieci.

[śmiech]

MB: Organizatorzy w ogóle nie przewidzieli czasu na rozstawienie kamer, to był hardcore do tego stopnia. Gdzieś w tym…

EB: Aha, i mieli pretensje do tych, którzy to ustawiali?

MB: To nie było nawet pretensji, tylko gdybyśmy my nie poświęcili swojego czasu i tak naprawdę nie przypłacili swoim zdrowiem i brakiem w ogóle snu, to w ogóle by tego nie było. Nie zrobilibyśmy tego, co mieliśmy zrobić. I to jest totalnie nie fair.

MC: Mi się wydaje, że te wszystkie sytuacje, z jakąś przemocą w szkołach teatralnych i tak dalej co wychodzi, że ja sobie w sumie przy okazji tego uświadomiłam, że przez to, że miałam taką edukację alternatywną…Bo to też nie jest tak, że po prostu weszłam i zaczęłam to robić. Z różnymi ludźmi współpracowałam i asystowałam. Nagle coś co wydawało mi się brakiem, okazało się, że dzięki temu, nie mam przemocowości w sobie. Bo nie byłam kształtowana w przemocowym systemie, który, jak na przykład słyszę od swoich znajomych, czasami funkcjonuje. I się przenosi. Jeśli ktoś przez 5 lat, w określony sposób ciebie programuje.

***

Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

MK: Akcja, warsztat. Założenia ideowe. Akcję zrealizowali członkowie Warsztatu Formy Filmowej PWSFTiTv, w sali wystaw czasowych Muzeum Sztuki… 23 dni nieprzerwanie, różnego typu akcje….Czyli oni mogli sobie pozwolić, bo przez te 23 dni baby siedziały z dziećmi. Właśnie o tym mowa. Akcja, spektakle, realizacje techniczne, pokazy indywidualnych i zespołowych… Nie, to może gdzieś indziej. Żeby nie mieszać. [szum]

EB: A może za tym plakatem? Aż tam.

MK: Zapożyczone…. Realizatorzy nie byli autorami tych pokazów. [dźwięk odklejania taśmy] B. Penetrujące problemy języka…

EB: To może podkreślimy to co nam się podoba albo nie.

MK: Dobra. 23 dni nieprzerwanie.

EB: A sorry, już całe zdanie…

MK: Tak jak czujesz.

EB: Otwarcie. Idei autora. Identyfikacja pozorna. [śmiech]

***

ES: And again, this guy.

MK: Ustawiasz ostrość?

MB: Tak mniej więcej.

MK: To jest tylko taka nakładka na rzeczywistość. I co myślicie?

ES: Super, mnie się bardzo podoba jak widać jednak część tej czarno-białej rzeczywistości. A możemy w ogóle skomponować to tak…

[rozmowa w tle wszystkich osób]

MC: Takie pod różnymi kątami, wtedy robią się kompozycje bardziej przestrzenne.

ES: A może spróbujemy z odległością? Zobaczcie, jak rzeźba to wygląda teraz.

MK: Ooo, Ela, jak się…zaczerwieniłaś.

[głosy w tle]

ES: A może można te trzy tak blisko obiektywu ustawić?

MK: Można tak poeksperymentować.

ES: A weź na przykład przejdź się przed obiektywem.

[rozmowa w tle]

ES: Ale tak?

MK: Nie po prostu Ty, jako Ty.

[odgłosy chodzenia w tle]

***

Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

EB: Cześć Magda, jak ci idzie filmowanie?

MB: Cześć.

PS: Jak się czujesz jako chłopak?

[śmiech]

MB: Dlaczego jako chłopak?

PS: Jako operator.

EB: Dlaczego nie jesteś w kolorach?

MB: Dlaczego nie jestem w kolorach? Bo jak będę blisko was, to bym robiła wam dziwne odbicia na twarzach. To jest też tak, że to jest w pewnym sensie rekwizyt. To jest jakiś kostium. Jakby pełnisz tę funkcję. Są ludzie, którzy się ubierają inaczej, ale nie wiem… Ja uważam, że jest to totalnie nieprofesjonalne.[śmiech] Tak. Generalnie dobrze czuje kamerę, wie, kiedy w nią wejść, np. teraz. O właśnie. Doskonale wie, że zajmuje prawie cały kadr. Teraz macha nam mikrofonem tuż przed obiektywem, wie, że mam założoną czterdziestkę. I teraz się np. zupełnie schowała, ale widzę ją. Zaraz Ci pokażę. Zresztą możesz sobie wskoczyć i zobaczyć.

EB: Wskakuję i patrzę, i Paulina wyglądasz tutaj świetnie [śmiech].

AR: A Ty wolisz być w udźwiękowieniu na zewnątrz, w sensie już w studiu czy na planie? To też jest ciekawe z perspektywy dźwiękowca

PS: Jeszcze zależy od tego czy jestem na planie dokumentu, czy fabuły. Bardzo lubię dokumenty, bo wtedy ekipa jest mniejsza, wtedy te decyzje są też nie takie rozdelegowane, tylko każdy jest trochę każdym. Reżyser, operator, dźwiękowiec i kierownik produkcji. Wszyscy są naprawdę tak samo zaopiekowani, równi. Wszyscy dbają o to, żeby byli wyspani najedzeni i tak dalej. Mam wrażenie, że na planie fabuły trochę można zapomnieć o tym, jest większa hierarchizacja. Bardziej góra-dół, a nie tak płasko. W tym sensie wolę dokumenty chociaż są jej płatne [śmiech]

ES: Tam, gdzie jest mniej pieniędzy, tam rzeczy są bardziej równoległe. A słyszałam, że jest więcej montażystek niż montażystów, to prawda?

AR: Nie wiem czy jest ich więcej, ale na pewno tradycyjnie to było uznawane za zawód kobiecy, bo trochę to było porównywane do szycia czy pisania na maszynie, na tej samej zasadzie. To jest praca fizyczna, manualna a nie kreatywna, chociaż zupełnie tak nie jest [śmiech]. A jak jest w Waszych zawodach? Bo na przykład mam wrażenie, że reżyserki mają zdecydowanie trudniej niż mężczyźni i jest chyba w ogóle mniej reżyserek z tego co widzę. Nawet Oscary to ostatnio pokazywały.

EB: Tak oczywiście jest dużo mniej kobiet reżyserek, ale to się też zmienia i myślę, że jest ich coraz więcej. Myślę, że zmierza to ku dobremu, ale tak na pewno jest to kwestia płci, ma ona znaczenie.

***

Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

ES: Tak, zapytałam o tę fizyczną stronę, bo też chyba nie spotkałam bardzo wielu kobiet dźwiękowców i zastanawiałam się z czym może mieć to związek. Z tym, że cały osprzęt może być ciężki? Właściwie dlaczego tak jest?

PS: Nie wiem, nie powiem Ci. Pewnie tak samo nie wiadomo dlaczego jest mniej reżyserek, dlaczego jest mniej operatorek. A Ty Magda, ile u was było na roku dziewczyn?

MB: Dziewczyn? Ja i jeszcze dwie.

PS: A chłopaków?

MB: W sumie zaczęło nas dziesięć, a potem było różnie – więcej, mniej. Ja też się przeniosłam na inny rok, gdzie też były dwie inne dziewczyny, ale na przykład obecny trzeci rok jest pierwszym rokiem w historii tej szkoły, na który dostało się więcej dziewczyn na kuratorkę niż chłopaków.

PS: Z czego to wynika, jak myślisz?

MB: Rozmawiałam też z profesorami, którzy byli w komisji i to jest tak, że dziewczyn aplikuje mniej, ale one mają lepsze zdjęcia, lepsze teczki bardzo często. No i tutaj ja myślę, że to jest kwestia też tego, że więcej dziewczyn odważa się to robić.

PS: Mam czasami wrażenie, że dźwięk głosu kobiecego, albo sama aparycja kobieca ma taką miękką formę. Nawet widzę to w szpitalu. Jak masz położne i lekarzy. Jeśli pojawi się mężczyzna, choćby to był student medycyny, a tu masz położną z doświadczeniem 30 letnim. Do niego zawsze jest panie doktorze i odruch jest taki, że zwracamy się do męskiego osobnika na sali. To jest oczywiście taki krótki odruch. Ale ten moment jest dosyć wyraźny.

EB: Wydaje mi się, że dzisiaj trochę inaczej już się wychowuje dziewczynki i ma się większą świadomość tego, że właśnie to jest ważne, żeby im mówić, że one mogą być inne, mogą się sprzeciwiać, mogą się na coś nie godzić, stawiać granicę, mogą powiedzieć brzydkie słowo, mogą być brudne i przeróżne tego typu rzeczy. U nas jednak był paradygmat, że musimy być miłe, posłuszne.

ES: Myślę, że teraz tak naprawdę, ale ostatnimi czasy, dziewczyny są bardzo ambitne. Być może ja jestem ostatnim pokoleniem, które jeszcze tak się kryguje, że teraz dziewczyny, te młodsze, dokładnie wiedzą czego chcą, ten układ się troszeczkę odwraca.

EB: Czekaj, bo nie rozumiem. Wydaje mi się, że my i akurat nasze babcie. to znaczy może akurat babcie nie, przesadziłam. To też jest zastanawiające… ale ambitne jesteśmy, zawsze mogłyśmy być. To znaczy czułaś, że tak możesz?

ES: Tak, to jest troszeczkę inna ambicja. Ja mam ambicje, ale one są powiązane z tą wizją, że nie jestem wystarczająco dobra, czyli w ramach mojej ambicji nieustannie chcę się dokształcać, z myślą, że cały czas „I’m not enough”.

***

Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

MB: Często słyszę tę anegdotę, jak ktoś zadaje to pytanie, gdzieś na pierwszym czy na drugim roku to usłyszałam. W tym atelier w ogóle to usłyszałam, że jak jesteś operatorem, to musisz umieć krzyczeć i generalnie tak się robi filmy w Polsce. [szum w chaosie]

MK: Tak też ciebie wypytuję,jak to jest z tą Twoją reżyserią. Bo reżyser jest tym szefem, w tym klasycznie pojętym modelu pracy. Może Ty już masz zupełnie inny model wypracowany?

MC: Ja lubię bardzo partnersko pracować. Ale mam coś takiego, jak wyśrubowane standardy wobec siebie. Więc jestem super krytyczna do tych rzeczy. Najbardziej zależy mi na zbudowaniu relacji. W pracy, w teatrze z aktorami i na tym żeby oni ufali, żeby byli w procesie. Oczywiście, ja to jakoś nadzoruje i kieruję. Ja mam w głowie na początku, jak to ma wyglądać na końcu. Ale ostateczny kształt wynika od ludzi, z którymi współpracuję. Wierzę, że to, o to chodzi. Nie o to, żebym ja się teraz jakoś realizowała. Tylko, że jest jakaś rzecz, o której chcę powiedzieć. Znajduję ludzi, którzy też chcą o tym powiedzieć. I razem o tym opowiadamy. Kiedyś jeden aktor mi powiedział, że jest bardzo zdziwiony po pierwszej próbie, jak wyglądają próby, że można tak na spokojnie i czuł się, jak na prywatnym spotkaniu, a tak dużo zrobiliśmy.

EB: No tak, tylko nie wiem, czy Ty kojarzysz wywiady dawne z Kantorem, jak on opierdala.

MC: No tak, on był przemocowy.

EB: No tak, specjalnie wybieram taki rzucający się w oczy przykład, żeby po prostu powiedzieć, że czasami mam uczucie, że niektórzy wolą, żeby krzyknąć, a ja nie uważam tego za dobrą metodę. Może już jesteśmy innym pokoleniem, tak.

MC: No tak się zdarza, to jest głębokie zanurzenie w przemysłowym systemie, który się zaczyna załamywać.

EB: No tak, tak, jasne.

PS: Wtedy jak krzykniesz, to masz osobowość?

EB: Tak, właśnie.

MK: Ale też dla niektórych to jest jakieś poczucie bezpieczeństwa, takie dziwne, paradoksalne. Są zwolnieni wtedy z odpowiedzialności myślenia i robienia rzeczy, no bo jest ten reżyser, który każe i jest tak silną osobowością, że po prostu robisz to, co każe i wyłączasz się, swoją podmiotowość w ogóle.

ES: Bo to jest taka przemocowa hierarchia, zwalnia od odpowiedzialności. W pewnym sensie jest to przemocowe, ale daje taką możliwość odpuszczenia sobie, że ja nie muszę podejmować decyzji, jestem zależna, więc zwalniam się z odpowiedzialności.

MB: To jest też coś, co daje Ci poczucie bezpieczeństwa, bo to jest znane.

PS: Trzeba by było porównać gdzieś tak te dwa modele.

MK: Ale myślicie, że to jest polskie?

MB: Myślę, że to jest bardzo polskie.

PS: To jest polskie mocno.

EB: Ale też nie sądzę, że w żadnym innym kraju się coś takiego nie działo [śmiech]. To jest bardziej wschodnie, powiedziałabym.

PS: Może wschodnie.

ES: Totalitarne [śmiechy].

MK: Ale to też jest ciekawe, czy my jesteśmy takim przegranym pokoleniem, bo mam wrażenie, że widzieliśmy i doświadczyliśmy tej starej edukacji, modelu. Widzimy przez jakieś wyjazdy, jak może być inaczej przez współpracę z ludźmi z innych krajów. I teraz pytanie, czy my jako ten pomost między starym i nowym światem jesteśmy na pozycji straconej, czy jeszcze możemy to jakoś…

EB: Ja wierzę, że możemy, ale bywam naiwna [śmiech].

MK: Czy musimy wymrzeć, żeby to się zmieniło?

AR: No od kogoś musi się zacząć zmiana, może od nas.

MK: Ciekawe to jest…

Facebook Facebook Facebook

Nasz serwis internetowy używa plików cookies w celach określonych w polityce prywatności.

AKCEPTUJĘ REZYGNUJĘ