02 (02) 2021 | | Eseje

Postawa humanisty i postawa humanistyczna dziś

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

W przestrzeni akademickiej nie brak przykładów mobilizacji do służby w sprawie ochrony „wartości humanistycznych nauki”. Rodzi się jednak wątpliwość, czy postawa humanisty wyraża się w jego umiejętności poszerzania wiedzy dyscyplinowej i zdolności uczestniczenia w nowych formach kultury – czy może przede wszystkim w dyspozycji krytycznej, umożliwiającej rozpoznawanie wartości i znaczenia owych form kulturowych dla ludzkiej egzystencji.

Rozróżnienie postawy humanisty i postawy humanistycznej – gdy odnoszę je do osobistego doświadczenia akademickiego, do obszaru humanistyki literaturoznawczej i konkretnego czasu, tj. Anno Domini 2021 – nie jest oczywiste. Semantyka słowa humanista wydaje się węższa: to przedstawiciel nauk humanistycznych; natomiast postawa humanistyczna mogłaby oznaczać antropocentryczne ukierunkowanie światopoglądowe, nieograniczone profesją.

W rozumieniu potocznym „humanista” to ktoś o szczególnej wrażliwości, odmiennej od osobowości racjonalistycznej, podległej władzy rozumu i empirii. Można tę opozycję przedstawić jeszcze inaczej: humanistyka mieści się w grupie nauk o „duchu”, nie-humanistyka to nauki ścisłe (toteż i dziś w naszej gwarze akademickiej mówi się o „ściślakach”). Lecz i to rozróżnienie staje się już nieostre. Interdyscyplinarność i transdyscyplinarność, cechujące współczesną naukę, otwierają przejścia, śluzy, kanały, którymi w stronę nauk humanistycznych płyną inspiracje np. ze strony cybernetyki, statystyki, ekonomii (Franco Moretti, Paweł Tomczok). Nie umiem określić, w jakim stopniu dokonuje się przepływ w drugą stronę i czy można mówić o rzeczywistej humanizacji nauk ścisłych – prawdopodobnie tak.

Wrześniowe posiedzenie Kapituły konkursu o Nagrodę im. Pierwszego Rektora UŁ. Prof. Tadeusza Kotarbińskiego. Fot. Maciej Andrzejewski, UŁ.

1.

Zastanówmy się nad „postawą humanisty” jako reprezentanta dziedziny nauki akademickiej. Trzeba dodać: nauki polskiej, bo od co najmniej 10 lat (czyli od czasu reformy minister Kudryckiej w latach 2007–11, a następnie wykoncypowanej i wdrożonej przez ministra Gowina Konstytucji dla nauki z 2018 roku) znajduje się ona w stanie permanentnej reformy, której celem jest doścignięcie nauki europejskiej czy nawet światowej. Rozbrat między rodzimą humanistyką a naukami ścisłymi objawia się tu nader wyraźnie, gdyż ze swej istoty mają one nierówne szanse na tzw. umiędzynarodowienie. W konsekwencji postawę humanisty zaczyna cechować swoisty „kompleks prowincji”, lokalności. Śledząc naukę obcą, zmienia on własną autodefinicję – zaczyna szukać obszarów i tematów badawczych, które mieszczą się w globalnym polu zainteresowań. Po 1989 roku pojawiają się w naszej humanistyce liczne (jak to określa D. Śnieżko) „zwroty ławicy metodologicznej”, czyli na ogół krótkotrwałe, „modne” teorie, chętnie podejmowane zwłaszcza przez młodych adeptów humanistyki, w tym doktorantów. Jednocześnie tendencjom tym sprzyjają preferencje systemów dotowania nauki (np. Narodowego Centrum Nauki). Nierzadko łatwiej zdobyć grant na badania np. feministyczne czy postkolonialne niż na prace niszowe, obejmujące rodzimą filologię (które można łatwiej finansować z grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, lecz i jego zasoby są przecież ograniczone). Humanista polski, w tym szczególnie literaturoznawca, którego praca naukowa została objęta rygorami umiędzynarodowienia (a w istocie koniecznością publikowania nawet nie we wszystkich językach kongresowych, lecz w języku angielskim) oraz ewaluacji punktowej, musi uporać się z pokusą koniunkturalizmu i konformizmu.

Powstał rozdźwięk między dominującym w środowisku pragnieniem ocalenia Humboldtowskiego modelu akademii a inspirowanymi przez uproszczone interpretacje zapisów bolońskich reformami ministerialnymi.

Zagrożenie koniunkturalizmu metodologicznego pojawiło się na przełomie wieków. Stanisław Balbus pisał wówczas, że humanistykę (nie tylko literaturoznawczą)  wypełnia  „zgiełk metodologicznej licytacji”[przypis]S. Balbus, Metodologie i mody metodologiczne  we współczesnej humanistyce (literaturoznawczej), „Przestrzenie  Teorii”, 2002/1, s. 98.[/przypis]. Po dwudziestu latach ów zgiełk nazywamy „polifonią”, wielością itd. Jako humanistka-konserwatystka (co dalej jeszcze objaśnię), ukształtowana w czasach dominacji strukturalizmu (którego nie zamierzam tu reanimować), nie widzę szczególnego powodu do radości z rozmnożenia teorii. Wszystkie one – rzekłby Mickiewicz – „nowości potrząsają kwiatem”, lecz nie doceniają przeszłości. Oto w dyskusji wybitny badacz Ryszard Nycz – rzecznik badań transdycyplinarnych – mówi, że fundamentalną funkcją dzisiejszej humanistyki jest uwolnienie ludzi od zafiksowania na przeszłości[przypis]Zob. streszczenie dyskusji konferencyjnej w tomie Humanistyka z widokiem na Uniwersytet, red. M. Cieliczko, E. Nowicka, J. Wolska, Poznań 2016, s. 34.[/przypis]. Konsekwencją takiego programu jest jednak rozmnożenie w edukacji literaturoznawczej akademickiej „modnych” projektów  transdycyplinarnych, kosztem wiedzy historycznoliterackiej czy pracy stricte filologicznej. Tak rozumiane modernizowanie humanistyki istotnie przekształca ją w posthumanistykę, uprawianą przez „posthumanistów”. Tym samym chwieją się, a nawet rozpadają fundamenty tradycyjnego uniwersytetu (mówię o tym bez intencji wartościującej).

Trzeba przypomnieć, że już na przełomie wieków rozpoczęła się dyskusja o jego kryzysie, zwłaszcza o kryzysie humanistyki. Zrodzona z kolizji instytucji uniwersytetu i gospodarki liberalnej, przetoczyła się ona w szerokiej przestrzeni anglosaskiej i dość późno dotarła do nauki polskiej, stymulowanej przez zgoła odmienne jeszcze mechanizmy społecznej i gospodarczej transformacji. Reforma uniwersytetu, zaprojektowana przez tzw. system boloński, została u nas – tak sądzę – przeprowadzona zbyt pospiesznie i zbyt radykalnie. Kiedy w dyskusji amerykańskiej pojawił się już motyw „uniwersytetu w ruinie” (chodzi o słynny esej Billa Readingsa z 1996 roku), w polskiej debacie powstał rozdźwięk między dominującym w środowisku pragnieniem ocalenia Humboldtowskiego modelu akademii a inspirowanymi przez fałszywe/uproszczone interpretacje zapisów bolońskich reformami ministerialnymi. Polski humanista zajmował wówczas na ogół postawę konfrontacyjną wobec decydentów, czego wyrazem stało się powołanie w 2013 roku Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej. Pojawiały się groźby strajków akademickich, powstawały listy protestacyjne, organizowano „wykłady okupacyjne” i konferencje poświęcone reformom – wszystko to wyciszyło pojawienie się nowej, konkursowej idei reformatorskiej ministra Gowina, niby poddanej szerokim konsultacjom środowiskowym, także wśród humanistów, lecz w istocie niedopracowanej i zbyt pospiesznie wdrożonej. Najwięcej emocji i wątpliwości budzą zasady ewaluacji (na portalu „Nauka w Polsce” czytamy, że według Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej w 2021 roku „dojdzie do zawieszenia systemu nauki”, gdyż nowe reguły oceny badań naukowych łamią zasadę niedziałania prawa wstecz, a kiedy wejdą w życie, zostaną masowo zaskarżone w sądach, co doprowadzi do tego, że system się zawiesi).

Zdaniem Piotra Nowaka, autora pamfletowej książki „Hodowanie troglodytów” (2014), niejawnym celem wszystkich reform instytucji uniwersytetu jest „konsekwentne osłabianie instynktu wolnościowego, polegające na stwarzaniu dobrych warunków do wymiany wolności akademickiej (wolności tout court) na dobra materialne”[przypis]P. Nowak, Hodowanie troglodytów, Warszawa 2014, cyt. za: https://kronos.org.pl/ksiazki/piotr-nowak-hodowanie-troglodytow/, dostęp: 12.09.2021.[/przypis]. Jednak kwestia transformacji polskiego uniwersytetu jest bardziej złożona, co gruntownie i w szerokich kontekstach nauki światowej opisał Łukasz Sułkowski w książce „Kultura akademicka. Koniec utopii?” (2016). W konkluzjach zwraca on uwagę na dominującą tendencję rozwoju modeli „uniwersytetu przedsiębiorczego”, czemu towarzyszy narastająca krytyka i opór ze strony środowiska akademickiego. Zarazem autor twierdzi, że transformacja kultur akademickich jest nieodwracalna, choć tradycyjna kultura uniwersytetu typu Humboldtowskiego działa jak „kotwica aksjologiczna i mentalna”. Obserwujemy ostateczny demontaż tego modelu, który „zmienia się na podobieństwo kultur organizacji działających w gospodarce rynkowej”. I dalej czytamy: „Ważne jednak, aby w zapale reformatorskim i w rozwoju mechanizmów rynkowych w edukacji nie doszło do zagubienia wartości humanistycznych nauki i kształcenia wyższego”[przypis]Ł . Sułkowski, Kultura akademicka. Koniec utopii?, Warszawa 2016, s. 194.[/przypis].

Już na przełomie wieków rozpoczęła się dyskusja o kryzysie humanistyki. Zrodzona z kolizji instytucji uniwersytetu i gospodarki liberalnej, przetoczyła się ona w szerokiej przestrzeni anglosaskiej i dość późno dotarła do nauki polskiej.

Zdanie to kryje odpowiedź na pytanie, jakie są społeczne powinności humanisty. Pozornie w przestrzeni akademickiej nie brak przykładów mobilizacji do służby w sprawie ochrony „wartości humanistycznych nauki”. Na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza działa Centrum Humanistyki Otwartej, na Uniwersytecie Łódzkim –  Interdyscyplinarne Centrum Badań Humanistycznych, w Krakowie – Centrum Studiów Humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk – Centrum Humanistyki Cyfrowej, na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego powstał kierunek studiów pod nazwą humanistyka drugiej generacji. Wszystkie one lansują humanistykę interdyscyplinarną czy transdycyplinarną i z pewnością poszerzają kompetencje kulturowe humanisty. Rodzi się jednak wątpliwość, czy postawa humanisty wyraża się w jego umiejętności poszerzania wiedzy dyscyplinowej i zdolności uczestniczenia w nowych formach kultury – czy może przede wszystkim w dyspozycji krytycznej, umożliwiającej rozpoznawanie wartości i znaczenia owych form kulturowych dla ludzkiej egzystencji. Badacz-humanista jest ciekaw nowych odkryć, np. w medycynie czy fizyce, może nawet zastanawiać się nad ich transferem do literatury, filozofii czy kulturoznawstwa, lecz istotą jego profesji pozostaje troska o możliwe konsekwencje nowych odkryć, refleksja etyczna i busola aksjologiczna. Ta ostatnia indywidualizuje zarówno wybory prywatne, jak i badawcze. Nie widzę  w tym nic złego, dopóki humanista pozostaje w gotowości do dialogu i poszanowania odmiennych wyborów. Odnosi się to szczególnie do sfery edukacji, która w żadnym razie nie może być skażona indoktrynacją – ani w sensie ideowym, ani metodologicznym.

Podsumujmy: postawę humanisty akademickiego nierzadko charakteryzuje dziś poczucie nierówności szans zawodowych wobec przedstawicieli nauk ścisłych, poczucie konieczności redefinicji swoich preferencji badawczych, kryzysowe samopoczucie bezradności wobec osłabienia społecznego prestiżu. W aktualnym modelu rozwoju gospodarczego miejsce humanisty rysuje się wciąż niejasno, mimo licznych dowodów jego umiejętności adaptacji do nowych wyzwań profesjonalnych.

2.

Cóż z kolei oznacza dzisiaj postawa humanistyczna? Jak wcześniej proponowałam, formuła ta może odnosić się do sfery światopoglądu, toteż może cechować przedstawiciela każdej dziedziny i dyscypliny naukowej, każdej profesji i każdej grupy społecznej. Sęk w tym, że wywiedzione z tradycji antycznej i renesansowej pojęcie humanizmu uległo w naszej dobie skomplikowaniu. Nowożytny humanizm europejski miał inne fundamenty filozoficzne niż dzisiejszy, który bywa nazywany humanizmem ponowoczesnym, a wyrósł na gruncie dwudziestowiecznych licznych doświadczeń kryzysowych (erozja religijności, obie wojny światowe, Zagłada, totalitaryzmy, ludobójstwa, terroryzm, zagrożenia ekologiczne etc.). W obiegu pojęć pojawiły się: posthumanizm, transhumanizm, postsekularyzm. Jeśli w semantyce dawnego humanizmu mieściło się ukierunkowanie na rozwój człowieka (jako „miary wszechrzeczy”), to obecnie jest to również ukierunkowanie na ochronę jego – szeroko pojętego – otoczenia. Człowieczeństwo jako kategoria aksjologiczna także uległa relatywizacji wskutek rozwoju biotechnologii, zaś z potęgą człowieka konkuruje maszyna oraz innobyty, np. wirusy.

Przedstawiciele Kolegium Refleksji Humanistycznej powołanego przy Nagrodzie im. Kotarbińskiego. Fot. Maciej Andrzejewski, UŁ.

Humanistyka, jak definiował Michał Paweł Markowski, nie jest właściwie nauką w literalnym znaczeniu, lecz nieodzowną „polityką wrażliwości”, czyli rozwijaniem zdolności rozumienia bytu i świata oraz kształtowaniem etyczności członków społeczeństwa.

Dochodzimy zatem do głównego motywu naszej refleksji: kim jest humanista i co oznacza postawa humanistyczna dziś. Dziś – czyli w drugim roku światowej pandemii, zbierającej śmiertelne żniwo już około 4,5 miliona istnień i odmieniającej codzienną egzystencję człowieka w skali bodaj dotąd niespotykanej. Czy koronawirus wpływa na myślenie o kondycji ludzkiej? Niewątpliwie tak. Jeszcze silniej niż spekulatywne koncepty filozoficzne w rodzaju postmodernizmu czy dekonstrukcji relatywizuje „władzę rozumu” na rzecz władzy doświadczenia. Doświadczenie pandemii zmienia naturę człowieka, nagle wrzuconego w byt niepewny, bezterminowo zagrożony. Zmienia także kulturę i naukę, zwłaszcza humanistykę, która – w sytuacji ograniczenia realnych kontaktów ludzkich – ulega wirtualizacji, zapośredniczeniu przez media elektroniczne. Wszystko to będzie kiedyś przedmiotem analiz i opisów nauki. Dziś pozostaje nam trening dyspozycji hermeneutycznych.

I w tym widzę szansę dla umocnienia zarówno postawy humanisty, jak i postawy humanistycznej.

Humanistyka bowiem, jak definiował Michał Paweł Markowski, nie jest właściwie nauką w literalnym znaczeniu, lecz nieodzowną „polityką wrażliwości”, czyli rozwijaniem zdolności rozumienia bytu i świata oraz kształtowaniem etyczności członków społeczeństwa. Z kolei Michał Januszkiewicz przekonuje, że nauki humanistyczne w ich hermeneutycznym wydaniu zachowują rygor ścisłości, lecz jest ona zorientowana na człowieka; „w miejsce opisu wprowadzają interpretację, zaś w miejsce neutralnego, obiektywnego poznania proponują mówić o wiedzy interpretatywnej czy historycznej, którą charakteryzuje przekroczenie rozszczepienia podmiotowo-przedmiotowego, właściwego naukom przyrodniczym”[przypis]M. Januszkiewicz, Nauki humanistyczne: między teorią a praktyką, w: tegoż, Być i rozumieć. Rozprawy i szkice z humanistyki hermeneutycznej, Kraków 2017, s. 27.[/przypis]. Humanistyka hermeneutyczna jest – jak z kolei zapisała w tytule swej książki z 1974 roku Maria Janion – „poznaniem i terapią”. Po kilkudziesięciu latach w tym samym duchu dowodził Jacques Derrida:

Postaram się również doprecyzować, co rozumiem pod pojęciem „nowych” Nauk Humanistycznych. Niezależnie bowiem od tego, czy byłyby to dyskusje krytyczne, czy rekonstrukcyjne, miejscem bezwarunkowej i wolnej od wszelkich założeń dyskusji o tym wszystkim, co dotyczy kwestii prawdy i historii prawdy w jej odniesieniu do kwestii człowieka, tego, co własne człowieka, praw człowieka, zbrodni przeciw ludzkości, etc., właściwą przestrzenią tej pracy i niniejszej refleksji winien być uniwersytet, a w nim, w najwyższym stopniu, Nauki Humanistyczne[przypis]J. Derrida, Uniwersytet bezwarunkowy, przeł. K.M. Jaksender, Kraków 2015, s. 16–17.[/przypis].

Humanistyka nie koliduje z wiedzą zebraną przez inne nauki, lecz zarazem tworzy dla nich wszystkich wspólny horyzont. Z tej przyczyny postawę humanistyczną może zajmować fizyk, matematyk, astrolog czy geolog. I z tej również przyczyny hermeneutyczne wyposażenie mogłoby/powinno towarzyszyć edukacji akademickiej w każdej dyscyplinie. Reforma polskiego uniwersytetu sprawiła, że humaniści czują się niedoceniani. Czas pandemii sprzyja „polityce wrażliwości”. Zarówno w znaczeniu praktycznym, gdy aktywują się grupy społecznej pomocy wszelkiego rodzaju (także duchowej), jak i w znaczeniu metodologicznym, gdy relatywizują się rozmaite teorie „post”.

Przed kilku laty Ewa Domańska sformułowała koncepcję humanistyki ratowniczej, której szlachetne cele wyraziła w nieco patetycznej poetyce, pisząc, że powinna ona:

uczyć myślenia, a zwłaszcza myślenia krytycznego, i chronić przed dogmatycznym; by wzmocnić podmiotowość i poczucie wpływu jednostki i grup na dokonujące się wokół zmiany; by tworzyć i odbudowywać relacje wspólnotowe (…) Humanistyka powinna ponadto kształtować człowieka (także jako godnego przedstawiciela swojego gatunku)[przypis]E. Domańska, Historia ratownicza, „Teksty Drugie” 2014, nr 1, s. 25.[/przypis].

Trudno nie zgodzić się z autorką tych słów, choć doświadczenie pandemii skłania do uściślenia zadań „humanistyki ratowniczej”. W moim przekonaniu powinnością humanisty jest dzisiaj wezwanie do ochrony relacji międzyludzkich, zagrożonych mizantropią. Także działanie przeciw groźnym skutkom wirtualizacji nauki i edukacji. I wreszcie, w wymiarze profesjonalnym, zadaniem humanisty jest przeciwstawianie się marginalizacji dziedziny wskutek uprzywilejowywania w obecnej organizacji nauki rozumu – jak określał Marx Horkheimer – instrumentalnego, technicznego. Rozum bowiem pielęgnuje utopię postępu gospodarczego, społecznego i w konsekwencji kulturowego. Jako humanistka konserwatywna (w znaczeniu konserwatyzmu empirycznego, objaśnionego przez Rogera Scrutona) niepokoję się o uniwersytet odrzucający swoją długoletnią tradycję bezinteresownego uprawiania nauki, etyki pracy, wspólnotowości opartej na relacjach mistrz–uczeń. Niepokoję się ekspansywną filozofią korporacyjności i pragmatyzacji nauki. Scruton pisał:

 dobre rzeczy łatwo się niszczy, ale niełatwo tworzy. Szczególnie dotyczy to dóbr wspólnych: pokoju, wolności, prawa, cywilizowanych norm, ducha publicznego, bezpieczeństwa własności i życia rodzinnego, a zatem dóbr, które wymagają współpracy innych ludzi, ponieważ nikt z nas nie jest w stanie wytworzyć ich w pojedynkę. W kontekście tych dóbr dzieło zniszczenia jest szybkie, łatwe i ekscytujące, a dzieło tworzenia powolne, mozolne i monotonne. Tak brzmi jedna z lekcji XX wieku[przypis]R. Scruton, Jak być konserwatystą, przeł. T. Biedroń, Poznań 2016, s. 10.[/przypis].

Humanistyka „ratownicza” czasu pandemii musi być wyczulona na zagrożenia destrukcji wartości w różnych obszarach życia społecznego, lecz w pierwszej kolejności – na erozję „dóbr” w obszarze własnym, takim jak – powtórzę – wolność i bezinteresowność badań,  etyka pracy i jakość edukacji.



(*artykuł jest lekko przeredagowaną wersją wystąpienia wygłoszonego w listopadzie 2020 roku na posiedzeniu Kolegium Refleksji Humanistycznej, które tworzą członkinie i członkowie Kapituły Nagrody im. Pierwszego Rektora Uniwersytetu Łódzkiego Profesora Tadeusza Kotarbińskiego i osoby, których prace były nominowane we wszystkich edycjach konkursu.)

Facebook Facebook Facebook

Nasz serwis internetowy używa plików cookies w celach określonych w polityce prywatności.

AKCEPTUJĘ REZYGNUJĘ