02 (02) 2021 | | Wstępniak

Producenci, kustosze i kurierzy wiedzy

Brzmiąca archaicznie nazwa Wolna Wszechnica nabiera nowych znaczeń. Od tego najbardziej narzucającego się – wolna od nacisków i prób zawłaszczenia, po te bardziej złożone. Wolna, czyli taka, która nie stwarza barier (w dostępie do wiedzy) ani nie powiela istniejących; nie buduje relacji opartych na sztywnej i sztucznej hierarchii; nie odbiera sobie i swojej społeczności prawa do popełniania błędu, a w miejsce procesów unifikujących buduje swoją tożsamość na różnorodności i szacunku do inności

Ale to wszystko, zdawałoby się, to nic aż tak nowego. Od kiedy pamiętam – co wiąże się z okresem studiowania w mieście przemysłowym, by nawiązać do jednego z artykułów numeru – z wnętrza akademii dobiegało godne współczucia utyskiwanie na własny los, na system boloński, parametryzację, biurokrację, brak czasu na to, co miało być sednem. Łatwo uznać, że tak było (prawie) zawsze i że tak (najwidoczniej) musi być. Jeśli nie damy się zwieść temu syreniemu śpiewowi łatwego wnioskowania, pozostaje otworzyć się na prawdę o zjawiskach społecznych, która mówi, że wrażenie trwałości pewnych struktur czy instytucji związane jest tylko z wyborem nie dość rozległej perspektywy czasowej. To, co trwałe i niezmienne, jest takim dlatego, że takim chcemy to widzieć. Dlaczego zatem w temacie drugiego numeru korzystamy z wołacza: „O Wolną Wszechnicę!”?

Fragment plakatu Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej z symbolem Kolektywu Kariatyda, który zajmuje się edytowaniem haseł w Wikipedii o artystkach, badaczkach i naukowczyniach. Fot Wikipedia / CC BY-SA 4.0.

Intencja, która stała za nawiązaniem do kolejnej rocznicy Łodzi Akademickiej i do fundamentalnej dla niej instytucji, czyli oddziału Wolnej Wszechnicy Polskiej, zamyka się w kilku pytaniach. Jaki jest dziś status wiedzy? Jak dziś ją wytwarzać? Od czego zależą jej społeczne obiegi? Widzimy potrzebę kontynuowania wielokierunkowej, zaangażowanej (meta)refleksji, publicznego upominania się, a nawet wołania o wolną wszechnicę jako potencjalną alternatywną, w miarę możliwości ahierarchiczną platformę dialogu i transmisji wiedzy.

Bo pojawienie się WWP, a następnie uniwersytetu i kolejnych uczelni artystycznych, to wydarzenie historycznie doniosłe, wpisujące się w modernizacyjne ambicje i tendencje myślenia o kraju, państwie i społeczeństwie. Takie, które wynikało z przekonania o istotnej – emancypacyjnym – roli instytucji nauki. By wybrzmiało to jeszcze raz: chodzi o moment, gdy ulokowanie WWP nie tak daleko przecież od „centrali”, w mieście przemysłowym, młodym, którego codzienność kazała myśleć głównie o uczelni technicznej, zapoczątkowało istotną Zmianę. Szaleństwo, ale realizowane na chłodno. Swoiste społeczne laboratorium. Wystarczy spróbować wyobrazić sobie dziś to miasto bez tych uczelni. Straszne, prawda? Albo z nimi, ale działającymi tak, jakby ich celem było realizowanie dośrodkowych wytycznych, a poza ich murami nie było ani miasta, ani rzeczywistości… Podobne rangą zdarzenie to powstanie Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Nowoczesnej grupy „a.r.”, od której 91 lat temu zaczęła się historia Muzeum Sztuki w Łodzi. Ten przekazany miastu dar artystów skupionych wokół Władysława Strzemińskiego i Katarzyny Kobro można postrzegać jako impuls inicjujący myślenie o zinstytucjonalizowanych formach zajmowania się sztuką i tworzenia warunków jej społecznego odbioru. Z czasem one same stają się „producentami” wiedzy, której status nie jest odległy od statusu akademickiego. Pytamy też o status humanistyki jako nauki i jako postawy wobec świata. Nie tylko o jej dobrze pojętą „użyteczność”. Nowe ramy pytaniu nadała inwazja Rosji na Ukrainę. Z okładki mówimy o tym słowami Zbigniewa Szymta, nowego laureata Nagrody im. Kotarbińskiego, który na galę przyjechał niemal wprost z punktu pomocowego: nasze słowa muszą być zgodne z czynami. Tego dnia rektor UŁ Elżbieta Żądzińska mówiła o humanistach opisujących ludzką naturę: „Nie ustawajcie w swojej pracy. W każdych czasach, a przede wszystkim w tych trudnych, wszyscy bardzo jej potrzebujemy, Potrzebujemy nie relatywizmu, nie cynicznego pacyfizmu a prawdziwego humanizmu”.

Próbuję nakreślić linie podziałów i kilka problemów tego numeru, ale nie będzie to nigdy pełne. Stawiam kropkę, odsyłając do konkretnych tekstów i autorów. Tym, czego na pewno doświadczyliśmy przy pracy nad numerem, jest fakt bycia częścią opisywanej tu rzeczywistości.


Facebook Facebook Facebook

Nasz serwis internetowy używa plików cookies w celach określonych w polityce prywatności.

AKCEPTUJĘ REZYGNUJĘ