Bill Readings, „Uniwersytet w ruinie”, przekład: Samanta Stecko, seria: Myśl o kulturze, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2017, s. 300.
To pewne: nie dało się dłużej utrzymać idei jedności myśli i prawdy absolutnej, w imię których niegdyś funkcjonowała akademia. „Uniwersytet to miejsce, gdzie myślenie realizuje się obok innego myślenia – a może nawet obok siebie samego – gdzie myślimy w ramach wspólnego procesu pozbawionego tożsamości i jedności” – pisał Bill Readings w „Uniwersytecie w ruinie”.
Pierwsze – angielskie – wydanie książki Readingsa ukazało się w 1996 roku, dwa lata po tragicznej śmierci autora. Na polski przekład, autorstwa Samanty Stecko, czekaliśmy dwie dekady. Stawiane w tej rozprawie problemy pozostają w dużej mierze aktualne, choć trudno oczekiwać, że jej oddziaływanie będzie szerokie. Nawet jeśli Readings omawia zmiany zachodzące na uniwersytetach w USA i Kanadzie w latach 80. ubiegłego stulecia, nie są one odległe od reform proponowanych współcześnie w Polsce. Ich celem ma być realizacja nowej, korporacyjnej wizji tzw. uniwersytetu doskonałości. Dzięki lekturze „Uniwersytetu w ruinie” wszyscy zainteresowani mogą pogłębić refleksję dotyczącą zagrożeń (i szans?) wynikających z reform przetaczających się przez rodzime szkolnictwo wyższe.
Głos Readingsa w ponadnarodowej dyskusji na temat roli i kondycji uniwersytetu, która odbyła się pod koniec ubiegłego wieku, pozostaje słyszalny dlatego, że przeniósł środek ciężkości na zewnętrzne względem akademii przyczyny, które doprowadziły, jak uważa Readings, do zapaści. Ówczesne debaty ograniczały się jednak do badania instytucji uniwersytetu od środka, upatrując jej problemów w wadliwych modelach kształcenia, anachronicznych narzędziach przekazywania wiedzy i finansowych ograniczeniach. Weźmy na przykład Karla Jaspersa, którego uwagi znajdowały zastosowanie przede wszystkim w rozpatrywanym historycznie wyższym szkolnictwie niemieckim. Zdaniem autora „Idei uniwersytetu” dydaktyką powinni zajmować się wyłącznie badacze prowadzący badania naukowe, a wykształcenie miałoby być gwarancją ugruntowanej pozycji na rynku pracy. Z kolei amerykański filozof polityczny Allan Bloom w pracy „Umysł zamknięty” przejawia resentyment za akademią sprzed lat i boleje nad zatraceniem przez studentów najprostszych umiejętności z nauką czytania włącznie. Najostrzej krytykuje niechęć amerykańskiej społeczności akademickiej do poznawania i chłonięcia kultury elitarnej.
Readings nie negował tego typu interioralnych kwestii, ale jako główną przyczynę kryzysu wskazał procesy zachodzące w przestrzeni politycznej i ekonomicznej, które wymusiły zmianę funkcji i pozycji szkół wyższych. Aby lepiej ją zrozumieć, należy zarysować historyczne tło akademickich przemian. Świadomość konieczności zmiany narodziła się na przełomie lat 60. i 70. minionego wieku jako efekt ruchów strajkowych o podłożu kontrkulturowym z 1968 roku. Katalizatorem zmiany były majowe protesty paryskie w akademickich elitach Zachodu, niosące na sztandarach postulaty demokratyczności, autonomiczności i samorządności uniwersytetu. I choć duża część roszczeń pozbawiona była takiego osadzenia w realności, które dawałoby szansę na ich realizację, a w skrajnej wersji odrzucała potrzebę zinstytucjonalizowanej edukacji, wówczas rozpoczął się proces odchodzenia od „tradycyjnej wersji” uniwersytetu. Stało się jasne, że nadszedł kres tzw. uniwersytetu idei, tradycjami sięgającego średniowiecza, a formowanego w nowożytnym kształcie od XVIII do połowy XX stulecia. Na różnych etapach istnienia uniwersytet bowiem fundowały odmienne idee. W znaczącym uproszczeniu: w średniowieczu były to wartości religijne, od czasów nowożytnych – filozoficzne, a następnie wartości preferowane przez literaturę piękną, beletrystykę i nauki o kulturze. W otwierających na ponadnarodową sztukę cultural studies Readings upatruje początku destrukcji w namyśle nad literaturą narodową. Odtąd studenci mają myśleć uniwersalnie, ponadlokalnie, globalnie. Taki paradygmat okazał się nie do utrzymania w latach 70. i 80. Czas końca uniwersytetu jako instytucji społecznej i świątyni wiedzy oznaczał przejście do uniwersytetu reformowanego, tzw. uniwersytetu doskonałości.
Zdaniem Readingsa uniwersytet był dotąd wyrazem stanu społeczeństwa, w którym przychodziło mu w danym momencie funkcjonować. Uformowany w średniowieczu, w wymiarze ideowym bazował na wartościach religijnych, zaś w strukturze organizacyjnej przyjął model hierarchii Kościoła i ówczesnego społeczeństwa.
W praktyce oznaczało to absolutny autorytet świętej księgi (prymat nauki religijnej nad innymi dyscyplinami naukowymi) i ekskluzywność uczelni dostępnej jedynie wybranym. Uniwersytet nowożytny pozostawał pod silnym wpływem idei formułującego się państwa narodowego, zarówno w sferze formuł organizacyjnych, jak i uzasadnienia ideologicznego. Mimo wyzwolenia się spod dominacji Kościoła, wciąż była to instytucja działająca „na usługach” – zmienił się tylko „pan”. Akademia dalej podlegała hierarchizacji, silnej kontroli i zewnętrznym naciskom. Niemieccy intelektualiści stworzyli wówczas figurę akademii jako instytucji wspierającej kulturowy rozwój narodu. Idea uniwersytetu została połączona z ideą państwa narodowego. Uczelnia wyższa miała pełnić funkcję służebną wobec struktury państwowej, a jej głównym zadaniem było kształcić posłuszne aparatowi państwa kadry. Przełom XIX i XX stulecia był czasem dominacji literatury narodowej, podsycanej wciąż żywą myślą romantyczną. W połowie wieku XX, kiedy ruch narodowowyzwoleńczy można chyba nazwać już wygasającym, rolę, wokół której organizowały się prace uniwersytetu, zaczęły przejmować nauki o kulturze.
Zmiany te przyczyniły się do utraty jednoznaczności obrazu świata, jaką w przeszłości gwarantował autorytet filozofii i literaturoznawstwa. Nauki o kulturze zrywały z monolitycznym charakterem wiedzy. Miejsce całościowej nauki o kulturze zaczęły zajmować partykularne dyscypliny, dla których przedmiotem badań były konkretne obszary kultury. Wśród nich warto wymienić choćby etnologię i antropologię kulturową, a w czasach późniejszych gender i animal studies. Akademia musiała uznać relatywizm poznawczy i dopuścić różnorodność w sposobach opisu rzeczywistości. W tych procesach należałoby widzieć zmierzch uniwersytetu jako miejsca kultu prawdy uniwersalnej, a może nawet źródło pozytywnej oceny będącej dziś w szczególnej cenie interdyscyplinarności.
Rozpędzająca się globalizacja przyspieszyła schyłek coraz trudniejszych do utrzymania, również światopoglądowo, państw narodowych. Zdaniem Readingsa radykalna zmiana praw, jakimi rządził się świat, przeobraziła uniwersytet w ponadnarodową korporację. Dominującą wartością jest standaryzacja, która prowadzi do uznania akademii za system biurokratyczny. Przy określaniu jego zadań i celów dominuje retoryka doskonałości i wydajności podporządkowanej regule rozliczalności. Autor wyjaśniania mechanizmy i obnaża przejawy urynkowienia uniwersytetu, jednoznacznie przekreśla przy tym szansę powrotu do niemieckiego wzorca. Za sprawą procesów globalizacyjnych z drugiej połowy XX wieku horyzont dla uczelni (państwowych, ale i powstających uniwersytetów prywatnych) zaczęły wyznaczać korporacje, umożliwiające uwolnioną od wcześniejszych ograniczeń cyrkulację kapitału. Zajmując pozycję państw narodowych, ze swoimi ponadnarodowymi strukturami, podporządkowały one swym interesom jednostki i wspólnoty, wymuszając zmiany w licznych instytucjach. Globalna wioska nie ma już pełnić funkcji kulturotwórczej. Jej nowe zadanie polega na udowadnianiu, wciąż na nowo, swej przydatności dla rozwoju gospodarczego. Kultura przegrywa z ekonomią, dawny uniwersytet z przedsiębiorstwem.
Readings sądził, że nie da się zahamować procesów globalizacyjnych, które ostatecznie doprowadzą do powszechnego upadku państw narodowych. Gdyby jako 34-latek nie zginął w katastrofie lotniczej, przekonałby się, że całkowity rozbrat idei narodowych i globalizacyjnych nie jest ani możliwy, ani konieczny (pod naszą szerokością geograficzną idee nacjonalistyczne mają się dziś szczególnie dobrze). Jakie remedium dla akademii proponował? Przygotowanie jej członkiń i członków do zamieszkiwania ruin – tego, co pozostało z poddanego zmianom uniwersytetu. Apelował o tworzenie wspólnoty, która porzuci potrzebę monolitycznej tożsamości na rzecz różnorodności i szeroko rozumianej inkluzywności, pozbawionej jednak korporacyjnego sznytu.
Chodziło o to, aby możliwie duża liczba osób czuła się na uniwersytecie u siebie. O podkreślenie, że jeśli nawet wszechnica niesie kaganek oświaty, to nie rości sobie praw do jedynego wzorca. Działa jednak i prowokuje do sporów i dyskusji w oparciu o rzetelne badania, funkcjonujące w paradygmacie określonej dyscypliny. Zadaniem takiej wspólnoty byłaby praktyka „myślenia razem”, bazująca na ciągłej dialogiczności zamiast opresyjnego forsowania jednej słusznej myśli. Nowa więź społeczna miałaby być wolna od dotąd jednoczących idei religijnych, państwowych czy monokulturowych.„Uniwersytet to miejsce, gdzie myślenie realizuje się obok innego myślenia” – w rozprawie Readingsa zdanie to zdaje się mieć charakter afirmatywny, ale w rzeczywistości – normatywny. Autor chciał widzieć zreformowaną uczelnię jako wolną od założeń ideologicznych, politycznych nacisków, dyktatu opłacalności. To negatywne sformułowanie przywodzi na myśl sentencję przyświecającą dziś Uniwersytetowi Łódzkiemu, a wypowiedzianą przez jego pierwszego rektora, prof. Tadeusza Kotarbińskiego: „W wolności najważniejsza jest jej świadomość”. Wydaje się ona pokrewna z postulatami Billa Readingsa, pozostaje zastanowić się, czy można im dziś przypisać inny niż życzeniowy charakter.