Ręka jest sina i zającom donosi chłodną wiadomość
Wypadłam zniszczona, nie pasowana, ślepa jak dziecię
nie pasująca, wygryzłam sobie ranę, z której no-no
popłynęła czarna rzeka, a poza tym skała, rechu-rech
Na to ta pierś krzywa, a jak kwitnąca obojem, ty-ty
gdy pokryta piachem rozplatasz mi włosy żar-Ptaku
ukołysana jesteś pieśnią bez pogróżki, ciężaru darem
Chodź Szczerbaty, to ile miesięcy niosło cię na północ?
Albo kiedy ta stara stała się znów dzieckiem?
Czy ułożono w zagrodzie sto tysięcy kufrów?
Albo wyrównano ci tę ścieżkę, byś znów nie trafiła?
Jak mam uspokoić łódź, co mam im zaśpiewać?
Ukojenia nie ma, a ramiona rozrastają się dziko
Unoszą cię, to twój lot, już szykujesz się do startu
wtedy ostatni pasażer wpada pięknie ubrudzony
(wiersz pochodzi z przygotowywanego tomu „Abrasz”)