02 (02) 2021 | | Eseje

„Szalone muzeum”: Archeologia grupy „a.r.” [fragment książki]

Skąd się wzięły muzea w Łodzi? Skąd się wzięło Muzeum Sztuki, jak się zwykło mawiać: „Pierwsze w Europie, drugie w świecie po nowojorskim Museum of Modern Art”? Napisana przeze mnie historia zaczyna się w roku 1910, kończy się w okolicach 1950. Wydarzyły się w tym czasie trzy wojny, w tym dwie światowe. Przez Łódź przetoczył się Wielki Kryzys. Hitleryzm. Komunizm. I pośród tego chaosu Władysław Strzemiński z „niewielką pomocą przyjaciół” stworzył słynną Międzynarodową Kolekcję Sztuki Nowoczesnej grupy „a.r.”.

Kim byli Józef Pawłowski, Ludwik Przedborski, Przecław Smolik, Włodzimierz Pfeiffer, Katarzyna Kobro, Karol Hiller, Ludomir Mazurkiewicz, Marian Minich, Jan Marksen, Mieczysław Jagoszewski, Wacław Dobrowolski, Kazimierz Bartoszewicz, Mieczysław Rozłucki albo twórca altranizmu Grodzieński? No właśnie. Dlatego napisałem tę książkę.

Liczy 113 rozdziałów. Mniej więcej tyle dzieł udało się zgromadzić do 1939 roku w ramach Kolekcji grupy „a.r.”. Dlaczego „mniej więcej”? No właśnie.   

Rozdział 1. 1910!

Marian Minich, dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi: „W 1911 roku szczupłe grono łódzkiej inteligencji, zorganizowanej w »Towarzystwo Muzeum Nauki i Sztuki w Łodzi« założyło i prowadziło w naszym mieście Muzeum Nauki i Sztuki, które mieściło się w wynajętym lokalu przy ul. Piotrkowskiej 91. Była to instytucja o nieokreślonym bliżej charakterze i zbiorach z najrozmaitszych dziedzin życia, sztuki i nauki, o różnej, często wątpliwej wartości. Słowem, było to głęboko prowincjonalne Muzeum, jakie często można było spotkać w różnych ówczesnych miasteczkach naszego kraju”[przypis] Przecław Smolik „Memoriał w sprawie braków i potrzeb Muzeów Miejskich w Łodzi”, „Czasopismo Przyrodnicze”, 1931, z. 1-2 oraz Marian Minich „Muzeum Sztuki w Łodzi” w: „Rocznik Muzeum Sztuki w Łodzi 1930-1962”, Łódź 1965.[/przypis].

W czasie, w którym dzieje się część mojej opowieści, czegoś takiego jak muzeum w Łodzi nie było. Słowa tego używano swobodnie i chyba dlatego, że brzmiało dostojnie i budziło zaciekawienie. Jak dziś „galeria”.

Jacek Ojrzyński, wicedyrektor, związany przez prawie pół wieku z Muzeum Sztuki w Łodzi: „Pierwsze muzeum w Łodzi zostało utworzone w roku 1911 przez Towarzystwo Muzeum Nauki i Sztuki w Łodzi. Godna pochwały inicjatywa społeczna nie przyniosła jednak wielkich efektów.

Nowopowstałe Muzeum Nauki i Sztuki miało charakter amatorski, popularnonaukowy, z głównym naciskiem na zbiory przyrodnicze, etnograficzne i techniczne. Stanowiąc oparcie dla różnorodnych akcji oświatowych, spełniało niewątpliwie pożyteczną rolę, nie miało wszelako większych perspektyw rozwojowych”[przypis] „Muzeum Sztuki w Łodzi. Historia i wystawy”, Łódź 1998[/przypis].

Przecław Smolik: „Muzeum to założone zostało w Łodzi przez grono obywateli w r. 1910 pod nazwą Muzeum Nauki i Sztuki, a w r. 1923 zostało przejęte przez Gminę. Było to typowe muzeum prowincjonalne, w którem składali co szczodrobliwsi obywatele miasta wszystko to, co było w ich pojęciu pamiątką historyczną lub okazem, godnym widzenia i przechowania w muzeum”[przypis] Przecław Smolik „Miejskie Muzeum Historji i Sztuki im. J. i K. Bartoszewiczów w Łodzi”, „Głos Plastyków” 1933, nr 1-2.[/przypis].

I komu tu wierzyć?

Rozdział 3. Muzea i Teatr Wilków

Jak powszechnie wiadomo, „muzeum to instytucja gromadząca, przechowująca i konserwująca zbiory z różnych dziedzin”[przypis] „Encyklopedia Popularna PWN”, Warszawa 1962, s. 667.[/przypis]. W czasie, w którym dzieje się ta część mojej opowieści, czegoś takiego w Łodzi nie było. Słowa „muzeum” używano dość swobodnie i chyba dlatego, że brzmiało dostojnie i budziło zaciekawienie – w końcu po grecku oznacza ono „świątynię muz”. Dziś (okolice roku 2020) to samo spotyka słowo „galeria”, którym zaczęto określać zwykły sklep, jak „galeria mebli”, „galeria alkoholi”, „galeria łazienek”…

Od lewej: Bolesław Utkin, Katarzyna Kobro, Karol Hiller, Włodzimierz Pfeiffer, Ludomir Mazurkiewicz. Fotokolaż: Maciej Cholewiński.

W kwietniu 1898 roku przyjechało do Łodzi „Muzeum i Teatr Wilków Kreuzberga”, które rozlokowało się na placu naprzeciw kościoła Podwyższenia Krzyża Świętego u zbiegu ówczesnych ulic Przejazd i Mikołajewskiej. Z muzeum niewiele to miało wspólnego, a i z teatrem też nie za wiele: „Nowość!!! Panorama i Wystawa oryginalnych obrazów! Dreufuss na wyspie dyabelskiej. Głód i dżuma w Indyjach. Wzięcie Kiemtszenbuchty! Występ pogromcy zwierząt p. Kreuzberga. Początek o godz. 4, 6 i 8 wieczorem. Wejście do Muzeum i Teatru tylko 20 kop. dla dorosłych, dla dzieci 10 kop.”[przypis] „Goniec Łódzki”, 9 kwietnia 1898.[/przypis].

W maju 1889 roku w kamienicy Pinkusa u zbiegu ulic Zielonej i Spacerowej (dziś al. Kościuszki) rozlokowało się Muzeum Bozwa: „Ażeby umożliwić zwiedzanie muzeum wszelkim stanom Szanownej Publiczności miasta Łodzi obniżyłem ceny biletów wejścia do 20 kop. dla dzieci i wojskowych niższej rangi do 10 kop. Oddział anatomiczny jest dostępny tylko dla dorosłych za opłatą 10 kop. Damy mogą zwiedzać oddział anatomiczny wyłącznie w piątek. Muzeum pozostaje w Łodzi jeszcze tylko przez czas bardzo krótki. Z wysokim poważaniem T. Bozwa, właściciel”[przypis] „Dziennik Łódzki”, 29 maja 1889.[/przypis]. Anons ozdobiony był podobizną Adama Mickiewicza. Po upływie dwóch tygodni w czerwcu Muzeum Bozwa wabiło czymś zgoła innym: „Nowość w Muzeum Bozwa przy ulicy Promenadowej. Jeszcze przez nikogo dotąd tutaj nie pokazywana piękna Galatea marmurowy biust ożywiający się w oczach widzów. Widzieć można codziennie od godziny 5 po południu do godziny 10 wieczorem, co pół godziny. Cena wejścia do muzeum kop. 20, dla dzieci kop. 10, z prawem oglądania pięknej Galatei. Wstęp do oddziału anatomicznego w Piątki wyłącznie dla dam. Katalogi w ruskim, polskim, niemieckim i hebrajskim języku. Muzeum pozostaje w Łodzi jeszcze tylko przez czas bardzo krótki”[przypis] „Dziennik Łódzki”, 15 czerwca 1889.[/przypis].

W maju 1900 roku zachęcano: „Najnowsze muzeum i panopticum Karola Stefana. Wielka wystawa figur woskowych, artystycznie wykonanych. Grupy historyczne, mitologiczne i alegoryczne. Wielka galerya znakomitych i znanych osób. Piękna programa zawierająca w sobie bardzo zajmujące widoki całego świata” .

W maju 1900 roku przy ulicy Spacerowej, „we własnym budynku otwarta codziennie od g. 10 rano do 11 w. Najnowsze muzeum i panopticum Karola Stefana. Wielka wystawa figur woskowych, artystycznie wykonanych. Grupy historyczne, mitologiczne i alegoryczne. Wielka galerya znakomitych i znanych osób. Piękna programa zawierająca w sobie bardzo zajmujące widoki całego świata. Wielkie anatomiczno-naukowe muzeum (w poniedziałki i piątki wyjątkowo dla dam). Cena za wejście do Muzeum 20 kop. Dzieci i niższego stopnia wojskowi 10 kop. Do oddziału Anatomicznego dopłaca się 10 kop. Nowość. Wzięcie do niewoli generała boerów Croniego”[przypis] „Goniec Łódzki”, 25 maja 1900.[/przypis].

W sierpniu 1911 roku przy ul. Mikołajewskiej 42 (dziś Sienkiewicza) rozlokowało się „Wielkie europejskie Panopticum i Muzeum otwarte codziennie od godz. 10 rano do 11 wiecz. Wejście do Panopticum 20 kop. Oddział anatomiczny 15 kop. Dzieci i wojskowi płacą 10 kop. do Panopticum. Anatomiczny oddział dla Pań we wtorki i piątki. K. Stephan”[przypis] „Rozwój”, 25 sierpnia 1911.[/przypis].

Brakowało tylko muzeum, w którym pokazywano by „kopyto osiołka, na którym odbyła się ucieczka do Egiptu, które znalezione było koło piramid. (…) Pióro ze skrzydeł archanioła Gabriela, które podczas Zwiastowania uronił; (…) dwie głowy przepiórek zesłanych Izraelitom na puszczy; (…) olej, w którym poganie świętego Jana chcieli usmażyć – i szczebel z drabiny, o której się śniło Jakubowi – i łzy Marii Egipcjanki, i nieco rdzy z kluczów świętego Piotra”, co oferował słynny Sanderus z „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. Lub mniej słynny, ale za to naprawdę istniejący ks. Wichert, który dysponował m.in. listkiem figowym, jednym z tych, których używał Adam, trzema sylabami ze słów przez oślicę Baalamową wyrzeczonymi, częścią języka dziada, który do obrazu przemówił, kroplą wody, którą Mieczysława Ochrzczono, „lyszkę” skrzywioną dla wygody Bolesława Krzywoustego. Miał też trochę rumieńca Bolesława Wstydliwego…[przypis] Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Radziwiłłów z Nieborowa, akta dawniejsze, sygn. 940.[/przypis].

Rozdział 37. Krajobrazy Korzańskiego i artlanizm Grodzieńskiego

Kolejna wystawa zorganizowana przez muzeum jawi się intrygująco: „Dnia 17 bm. [czerwca] zostaje zamknięta wystawa Muzeum Nauki i Sztuki (Piotrkowska 91). Zamiłowanie w traktowaniu motywów, świetny koloryt Korzańskiego zmusza nas zwrócić uwagę na bogaty plon krajobrazowy jak w »W parku Poniatowskiego«, na »Wodnym Rynku« lub z ekspresją traktowany »Dzień targowy«. W krajobrazach Kazimierza nad Wisłą, poszanowanie dla naszych zabytków historycznych idzie w parze z wykonaniem bez zarzutu, zaś w olejnych widokach Tatr pokazał, że pędzel jego z lekkością uchwycił cudowne przemiany kolorytu górskiego”[przypis] „Wystawa obrazów B. Korzańskiego i S. Gradzieńskiego”, „Rozwój”, 16 czerwca 1923.[/przypis] – w opisie tym nie ma nic nadzwyczajnego, choć bardzo chciałbym obejrzeć ów „Park Poniatowskiego” czy „Wodny Rynek”. 

Za to: „Drugi eksponent art. mal. Grodzieński, jest wynalazcą nowej techniki malarskiej. Poprzednio specjalnie barwioną wełną układa swoje obrazy. Stąd słowo artlanizm; art. – sztuka, laine wełna. Technika ta rokuje dużą przyszłość, gdyż malarz ma możliwości wykorzystania częściowo trzeciego wymiaru. Kilka krajobrazów zdradzają Grodzieńskiego jako kolorystę, lecz szczególnie zwracają uwagę jego portrety, gdyż tak wykończone prace i pędzlem trudno wykonać. Całość robi wrażenie dodatnie”[przypis] „Wystawa obrazów B. Korzańskiego i S. Gradzieńskiego”, „Rozwój”, 16 czerwca 1923.[/przypis].Tajemnicą jest, jak naprawdę wyglądały obrazy artysty. Czy były to prace przez swoją trójwymiarowość zbliżone wyglądem do reliefów? Albo czy przypominały… „Kompozycję unistyczną 13” Władysława Strzemińskiego?!

Tak Korzański, jak i Grodzieński (najpewniej miał na imię Szymon) byli malarzami, których sława – zdaje się – nie wyszła poza Łódź. O Korzańskim zachowała się jedynie wzmianka wydrukowana w „Rozwoju”. O Grodzieńskim wiadomo nieco więcej. W 1924 roku: „Jak było do przewidzenia wywołała zapowiedź Reduty Kostiumowej pod nazwą »Noc w Tel-Awiwie« niebywałe zainteresowanie śród szerokich sfer inteligencji naszego miasta. Reduta odbędzie się w sobotę, 22-go bm., w św. Purym, o godz. 11 wiecz, w Filharmonii. Bogate oryginalne dekoracje wschodnie spoczywając w rękach A. Szyka i Sz. Grodzieńskiego”[przypis] „Noc w Tel-Awiwie”, „Republika”, 16 marca 1924.[/przypis]. 24 stycznia 1925 roku artysta otworzył swoją wystawę indywidualną „obrazów palestyńskich” w sali Towarzystwa „Hazomir” przy al. Kościuszki 21 w Łodzi[przypis] „Wystawa obrazów art.-malarza S. Grodzeńskiego”, „Republika”, 24 stycznia 1925.[/przypis]. W lutym tego roku: „Celem zasilenia »Funduszu Budowy Własnej Hali«, urządza Łódzkie Żyd. Tow. Gimn. – Sportowe » Bar – Kochba« w sobotę, d. 7 marca b.r. w Sali Filharmonji Wielki tradycyjno-purymowy Bal Kostjumowy pod dewizą »Noc w Dolinie Jordanu«. Sala Filharmonji będzie wspaniale udekorowana w stylu wschodnim podług projektu i pod osobistym kierownictwem artystów malarzy Sz. Grodzeńskiego, prof. Ch. Kahana i inżyniera-architekta W. Sydrańskiego. Całokształt sali – bajka z »Tysiąca i jednej nocy«. Kawiarnia arabska. Bar »Kairo«. Cukiernia. Wszelkie zdobycze atrakcyjnych maskarad, rautów i bali kostjumowych ostatniej doby znajdą na powyższym Balu Wschodnim godne i świetne uwieńczenie. Bufet uniwersalny. Bez karoty. Ceny pod ścisłą kontrolą. Tańce do świtu. Dwie orkiestry balowe. Przepiękny program tudzież sympatyczny cel budowa własnej hali gimnastycznej zapewnia niechybnie Reducie wszechstronne powodzenie”[przypis] „Republika”, 21 lutego 1925.[/przypis].

Rozdział 40. Kierownik akcji Załuski

Muzea czy kolekcje w ogóle w każdej epoce są narażone na wizyty gości o nieczystych zamiarach. Wspomniałem o zdarzeniu z kwietnia 1911 roku, kiedy to w oddziale biologicznym Muzeum Nauki i Sztuki ktoś zerwał plomby, otworzył haczyki u gablotek i „z jednej z nich skradł muszelkę, z drugiej, widocznie spłoszony, nie zdążył [nic] wyjąć”. Wtedy incydent opisano jako „przejaw mało rozwiniętej kulturalności”, a w kolejnych latach nie zdarzyło się nic niepokojącego.

Nawet bezwzględna okupacja niemiecka podczas I wojny obeszła się z muzeum łagodnie. Aż tu w 1928 roku łódzki „Express Wieczorny Ilustrowany” w korespondencji z Lublina doniósł: „Napad na muzeum łódzkie planowała banda, złożona z uczniów gimnazjalnych”.

Nawet bezwzględna okupacja niemiecka podczas I wojny obeszła się z muzeum łagodnie. Aż tu w 1928 roku łódzki „Express Wieczorny Ilustrowany” w korespondencji z Lublina doniósł: „Napad na muzeum łódzkie planowała banda, złożona z uczniów gimnazjalnych. […] Od pewnego czasu na terenie miasta Lublina nieznani sprawcy dokonywali systematycznych napadów i kradzieży wyłącznie w tutejszych zakładach naukowych. Dnia 20 marca ubiegłego roku dokonano włamania do gimnazjum im. Hetmana Zamojskiego. Złoczyńcy splądrowali gabinet dyrektora kancelarję nauczycielską. Musieli jednak być dokładnie poinformowani o stosunkach, panujących w szkole, skoro znaleźli skrytkę w gabinecie dyrektora, gdzie leżała biżuterja. Złodzieje zrabowali całą zawartość skrytki i zbiegli nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. 24-go kwietnia ub. r. ci sami sprawcy urządzili napad w godzinach nocnych na męskie seminarium w Lublinie i skradli wiele wartościowych rzeczy oraz 390 złotych gotówką. 20-go sierpnia miejscem rabunku tajemniczej bandy był gmach gimnazjum im. Staszica, gdzie złodzieje wyłamali drzwi i zrabowali przybory szkolne. W roku bieżącym również zanotowano cały szereg kradzieży w szkołach lubelskich, popełnionych przez nieznanych osobników w godzinach pozaszkolnych. Największa kradzież popełniona została przed kilku dniami w szkole muzycznej, gdzie łupem złoczyńców padły instrumenty muzyczne wartości 10 tysięcy złotych. Mimo usilnych starań ze strony władz policyjnych nie udało się w ciągu długiego czasu wpaść na ślady tajemniczej bandy złodziei, grasujących wyłącznie w zakładach naukowych. Dopiero przed kilku dniami policja dokonała sensacyjnego odkrycia, znalazła bowiem klucz do tej tajemniczej zagadki. Władzom śledczym udało się wykryć spelunkę, w której zbierali się sprawcy wszystkich wyżej wymienionych napadów rabunkowych”[przypis] „Napad na muzeum łódzkie planowała banda, złożona z uczniów gimnazjalnych. Śmiałe rabunki w lubelskich zakładach naukowych”, „Express Wieczorny Ilustrowany”, 13 czerwca 1928.[/przypis].

Okazało się, że złodziejami byli uczniowie „średnich zakładów naukowych”, wydaleni z nich za różne wykroczenia. Łączyło ich coś jeszcze: wszyscy pochodzili z tzw. „dobrych domów”, a przestępstw dokonywali dla zabawy, dreszczyku emocji. Żaden nie ukończył 18 lat. Jak to określono „kierownikiem akcji” był niejaki Kazimierz Załuski, który „zorganizował swą bandę, będąc jeszcze w szkole i wprowadził do organizacji złodziejskiej »amerykański system«. Szajka złodziejska posiadała własny statut, odbywała systematycznie posiedzenia, na których wnioski przyjmowano większością głosów, nowi członkowie przyjmowaniu byli tylko za zgodą całej bandy, zyski z napadów rabunkowych notowane były w specjalnej księdze, którą stale kontrolował herszt bandy”[przypis]Tamże.[/przypis] .

Rozdział 58. Później zaczęli oglądać i Picassa…

Jestem prawie pewny, że sala, w której pokazywano kolekcję „a.r.”, znajdowała się w narożnym pomieszczeniu z oknami na plac Wolności i ulicę Piotrkowską, tym z balkonem. Wskazują na to cienie wywoływane przez światło padające z okien znajdujących się z prawej strony, a i okno w wąskim korytarzyku: jego górna część wychyla się zza obrazu Stażewskiego. O ile pamiętam, jako pracownik Archiwum Państwowego rzadko tam zaglądałem. Zazwyczaj stojąc na progu, podawałem rewers, prosząc o akta. Raz czy dwa wypiłem herbatę z kolegami w ciasnym, zakurzonym pomieszczeniu z wysokimi regałami, mnóstwo teczek, papierów i biurko. Gdybym wiedział, że właśnie tam wisiała jedna z najbardziej niezwykłych kolekcji w Europie! Może sprawdziłbym, czy są jeszcze prostokątne cienie na ścianach – pozostałość po „Tarantelli” Prampoliniego czy „Dwóch profilach” Legéra. Albo czy gdzieś nie porzucono drewnianego postumentu albo okrągłego szklanego klosza z gatunku tych, jakie widywało się kiedyś w cukierniach, kryjącego „Akt (1)” Katarzyny Kobro? Nigdy nie wiadomo, co kryje się w zakamarkach takich instytucji. Służę przykładem: w jednej z klatek schodowych budynku Muzeum Sztuki przy ul. Więckowskiego 36 przez lata, aż do remontu w 2012 roku znajdowała się… spiżarnia Urszuli Czartoryskiej: na półkach przykrytych ceratą stały słoiki z naklejkami: „sok śliwkowy 83”, „czarne porzeczki 88”, „papryka etc. z oliwą 82”. W opróżnianym magazynie przy placu Wolności 14, wypożyczanym przez Archiwum od Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego, znalazłem z kolei (na najwyższych półkach) skład przedwojennych wydawnictw Świadków Jehowy, a – to było dziwne – w usypanej piaskowej górce, którą wszyscy brali za element wyposażenia przeciwpożarowego… zakopane kenkarty. Nowe, w paczkach, związane sznurkiem, wypisane i ze zdjęciem, gotowe do wydania.

„Nareszcie razem (grupa a.r.)”. Od lewej: Jan Brzękowski, Katarzyna Kobro, Władysław Strzemiński, Julian Przyboś,
Henryk Stażewski. Fotokolaż: Maciej Cholewiński.

W każdym razie byłem w budynku dawnego ratusza około roku 1998 i widziałem pomieszczenie, w którym… Jan Brzękowski: „Gdyby mnie ktoś zapytał, czy bez Strzemińskiego powstałaby ta kolekcja, moja odpowiedź brzmiałaby: nie. Na pytanie czy ta kolekcja mogłaby powstać beze mnie, odpowiedziałbym twierdząco. Niewątpliwie Strzemiński byłby doprowadził do jej utworzenia nawet w wypadku, gdyby mnie nie było w Paryżu. Kolekcja wyglądałaby wprawdzie inaczej, byłoby w niej o wiele mniej dzieł artystów obcych, ale jednak byłaby powstała”[przypis] Jan Brzękowski „Garść wspomnień o powstaniu łódzkiej kolekcji sztuki nowoczesnej i o grupie „a.r.”, „Grupa „a.r.” 40-lecie Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Nowoczesnej w Łodzi”, Łódź 1971, s. 11.[/przypis].

Czy była ostatecznym celem działań Strzemińskiego? Chyba nie, choć bez wątpienia stała się jego największym osiągnięciem. Warto więc zadać pytanie, jakiej idei Strzemiński poświęcił swoje życie? Karierze w wojsku z oczywistych względów nie. Rodzinie raczej też. Gromadzeniu zaszczytów, stanowisk czy dóbr materialnych? Bądźmy poważni. Ojczyźnie? Trudno znaleźć jakąś „patriotyczną” wypowiedź artysty o służbie, obowiązku, powinnościach. Już prędzej można by zakwalifikować go jako społecznika, który (w tamtych czasach było ich pełno) chciał naprawić świat. (Szczęśliwie tylko za pomocą sztuki, bez użycia policji politycznej).

Strzemiński poświęcił się sztuce i był w tym konsekwentny. Zaczął od edukacji własnej jako ciekawy świata student, któremu dane było uczestniczyć w prawdziwej rewolucji i spotkać na swojej drodze takich gigantów, jak z Tatlin czy Malewicz.

Strzemiński poświęcił się sztuce i był w tym konsekwentny. Zaczął od edukacji własnej jako ciekawy świata student, któremu dane było uczestniczyć w prawdziwej rewolucji i spotkać na swojej drodze takich gigantów, jak z Tatlin czy Malewicz. Potem jął kroczyć własnymi ścieżkami, budować swój system, dzielić się i wtajemniczać weń innych jako teoretyk, nauczyciel, publicysta.

Odkrył w „Teorii widzenia” uniwersalne prawa określające zasady poruszania się w świecie obrazów oraz prawa ich zmieniającej się w czasie konstrukcji i to, jak można zmienić życie ludzkie za pomocą rozumnego komponowania przestrzeni – w napisanej wspólnie z żoną „Kompozycji przestrzeni obliczeniu rytmu czasoprzestrzennego”.

Wiedział, jak wielki potencjał tkwi w kolekcji: „Otwarcie nie wystawy, lecz muzeum, tj. sali sztuki nowoczesnej w muzeum łódzkim. To jest stara sprawa. Widziałem jeszcze w 1917–1919, jak w Moskwie (były zbiory prywatne Szczukina fabrykanta) zawierające impresjonizm, późniejsze jego konsekwencje i 2 sale Picassa, i jak publiczność na początku oglądała tylko impresjonizm, w 1918 przesunęła się do Cezanne’a, a w 1921 już oglądała Picassa […] zbiory przyśpieszyły jej rozwój artystyczny w […] zaproponowałem założenie takiego muzeum ówczesnym członkom Bloku, lecz do skutku nie doszło, ponieważ Szczuka obawiał się gruntu fachowo-malarskiego, kultury malarskiej. W 1926–27 znowu to zrobiłem, lecz przepadło wskutek opozycji Syrkusa, który chciał, by cała woda na młyn architektury”[przypis] „Listy Władysława Strzemińskiego do Juliana Przybosia z lat 1929-1933”, oprac. Andrzej Turowski, „Rocznik Historii Sztuki” T. IX,: 1973, s. 252, list z dnia 8 lutego 1931 r.[/przypis].

Zbiory przyspieszyły rozwój artystyczny… Jeśli mechanizm ten zadziałał w Moskwie, to i w Łodzi powinien. Jak pamiętamy, publiczność najpierw oglądała „kawałki płótna kosztujące tak ciężki pieniądz” zamalowane przez Pilichowskiego, Jabłczyńskiego, Andrzejewskiego, Szyka, Wyczółkowskiego, Wierusz-Kowalskiego, Malczewskiego, Chełmońskiego, Pankiewicza, Gierymskiego, Stanisławskiego, Kossaka, Gersona, Podkowińskiego, Axentowicza, Fałata, Skoczylasa, Dobrowolskiego, a od 1930 roku również Arpa, Ernsta, Prampoliniego, Picassa…

Dalej Strzemiński wspominał: „W Łodzi w muzeum otrzymaliśmy jako grupa »a.r. « miejsce na zbiory sztuki nowoczesnej. W ten sposób dochodzi do skutku to, o czym malarzom mówiłem od 1923 i wciąż bez skutku z powodu ich ociężałości, ciasnego karierowiczostwa i pół czarnej elegancji. Z zagranicy mamy 4 obrazy Charchouna 1 obraz Garcii. Z polskich malarzy na razie Grabowski, Borowiakowa, Zalewski. Te 9 obrazów już oddane do muzeum łódzkiego, w tych dniach będą oprawione i umieszczone na osobnej ścianie, a w miarę dostarczania dalszych dostaniemy salę i dwie. To dajemy w depozyt grupy »a.r. «, tzn., że możemy wycofać i przenieść do innego miasta”[przypis] „Listy Władysława Strzemińskiego do Juliana Przybosia z lat 1929-1933”, oprac. Andrzej Turowski, „Rocznik Historii Sztuki” T. IX,: 1973, s. 243, list z dnia 24 czerwca 1930 r.[/przypis]. Nie zabrzmiało to elegancko, ale jeszcze gorzej: „(Sala szt[uki] nowoczesnej, depozyt »a.r. «), będziemy nadal ją uzupełniali, a o ile okoliczności pozwolą i zrobi się dobrą reklamę, przeniesiemy ją do Warszawy, gdzie oddziaływanie będzie większe (ale o tym na razie tajemnica ze względu na Smolika, by nie zechciał utrudniać)”[przypis] Tamże, s. 252, list z dnia 8 lutego 1931 r.[/przypis].

Na szczęście w bliżej nieokreślonej przyszłości nie było na to szans. Właśnie trwał/kończył się powoli Wielki Kryzys, który również w Polsce/Łodzi dokonał wielkich spustoszeń.

Rozdział 83. Fantastyczna Księga pamiątkowa

Tworzenie alternatywnych wizji historii dla jedynych jest stratą czasu, dla drugich wciągającą intelektualną przygodą. Jakby się grało w szachy: „początek każdego procesu (…), podobny jest do wejścia na rozstaje dróg w pierwszej fazie od siebie nieodległych, lecz dalej rozgałęzionych coraz większą przestrzenią. Chwila wejścia na ten rozstaj dróg dziejowych  była czasami jedynie przelotnym momentem historii. (…) Niekiedy tylko zbieg okoliczności, częściej świadoma swych celów, lecz nieświadoma konsekwencji działania, decyzja ludzka przesądzała o skierowaniu biegu historii w jednym lub drugim kierunku (…) Upieranie się przy badaniu tylko tej linii rozwoju, która rzeczywiście się zrealizowała, zuboża niesłychanie wiedzę ludzką”[przypis]Jerzy Łojek, „Wokół sporów i polemik”, Lublin 1991, s. 8.[/przypis].

Opracowując archiwum fotograficzne Muzeum Sztuki, uświadomiłem sobie, że codziennie krążę po komnatach pałacu, po których przechadzali się Joseph Beuys, Andrzej Wajda, królowa Hiszpanii Zofia, Stanisław Bareja…

Pewne rzeczy w historii Muzeum Sztuki na pewno się wydarzyły. Są na to dowody, relacje świadków, dokumenty albo mniej lub bardziej wiarygodne relacje prasowe. Inne mogły się przecież wydarzyć… Skoro Marian Srebrzyński, fryzjer mieszkający przy ul. Kilińskiego 141, miał zaszczyt golić bawiącego przejazdem w Łodzi „króla Afganów” Aman Ullaha  i to w Muzeum im. Bartoszewiczów…

„Sprawa przedstawia się następująco:

Generalny adjutant króla afgańskiego generał Kazimierz Sosnkowski, przydzielony do świty na czas pobytu królestwa egzotycznego w Polsce, wysłał z Poznania depeszę do Łodzi, aby przygotowano na dworcu Łódź-Kaliska fryzjera, który ogoli króla i jego świtę.

Zdziwił się wielce mistrz brzytwy p. Srebrzyński, gdy nad ranem obudził go policjant. Przetarł zaśpione oczy, zdziwiony zapytał:

–  Co się stało?

– Do króla! – brzmiała twarda odpowiedź posterunkowego.

Mistrz Srebrzynski zerwał się na równe nogi i w toku rozmowy dowiedział się, iż został wyznaczony do ogolenia twarzy dostojnego gościa Polski, króla Aman Ullaha, przejeżdżającego przez Łódź. Za kilka minut był już na dworcu.

Punktualnie o godz. 7 rano, gdy pociąg prezydenta Rzplitej zatrzymał się na stacji, komisarz Zakrzewski wprowadził Srebrzyńskiego do wagonu generała Sosnkowskiego, któremu sprawnie i szybko ściągnął zarost z twarzy.

Następnie fryzjera łódzkiego wprowadzono do sypialni egzotycznego króla.

Aman Ullah czekał na niego przed lustrem. Srebrzyński oniemiał na widok przepychu, jaki go uderzył. Cała sypialnia pokryta była wspaniałemi makatami i dywanami perskiemi bajecznej wartości.

Król Aman dał znak.

Mistrz Srebrzyński złożył głęboki ukłon i przystąpił do pracy.

Pociąg rwał pełną parą.

Po upływie 30 minut twarz dostojnego gościa wyglądała jak tafla lustrzana.

Król Aman Ullah podziękował skinieniem głowy. Mistrz Srebrzyński cofając się tyłem wyszedł z sypialni.

Zaznaczyć należy, że podczas golenia w pobliżu króla siedziały dwie jego krewne, odznaczające się wspaniałą urodą. Obecność dwóch pięknych Afganek nie wpłynęła deprymująco na łódzkiego mistrza brzytwy.

Ręka jego ani drgnęła. Pan Srebrzyński udał się następnie do innych wagonów, gdzie również ogolił świtę króla Aman Ullaha. Pracował aż do samej Warszawy, skąd wrócił syty wrażeń do kominogrodu”[przypis] (c) „Fryzjer łódzki golił króla Aman-Ullaha i jego świtę”, „Łódzkie Echo Wieczorne”, 30 kwietnia 1928.[/przypis].

Opracowując archiwum fotograficzne Muzeum Sztuki, uświadomiłem sobie, że właściwie codziennie krążę po komnatach pałacu Maurycego Poznańskiego, po których przechadzali się Joseph Beuys, Andrzej Wajda, królowa Hiszpanii Zofia, Stanisław Bareja… Coś podobnego czułem (nie zmyślam), pracując lata temu w Archiwum Państwowym w Łodzi przy placu Wolności 1.

Od lewej: Marian Minich, Adam Szmidt, Przecław Smolik, Maria Barbara Danielewicz, Kazimierz Bartoszewicz, Maurycy Poznański, Władysław Strzemiński. Fotokolaż: Maciej Cholewiński.

Listę gości z księgi pamiątkowej prowadzonej (bez specjalnego zaangażowania) przez pracowników Muzeum im. Bartoszewiczów już przedstawiłem. Czas poznać inne – w porządku alfabetycznym. Międzynarodową Kolekcję Sztuki Nowoczesnej grupy „a.r.” widzieli albo mogli widzieć (bo byli w Łodzi), w porządku alfabetycznym:

Aronson Nachum, rzeźbiarz. Urodził się w 1872 roku w Krasławce w Inflantach Polskich, zmarł w Nowym Jorku w 1943. W 1932 roku „w światku artystycznym Łodzi zawrzało, jak w ulu. Z ust do ust podawano sobie sensacyjną wiadomość, że do miasta naszego przybył w gościnę do brata swego, najgłośniejszy dziś w świecie rzeźbiarz N. Aronson”[przypis] E. Bar „Genjalny rzeźbiarz w Łodzi”, „Ilustrowana Republika”, 28 kwietnia 1932.[/przypis]. Bratem mógł być dentysta dr Michał [Mendel] Aronson zam. przy ul. Piotrkowskiej 101 lub ginekolog dr Zygmunt Aronson zam. przy ul. Przejazd 30 (obecnie Tuwima). „Pragnąc dla czytelników Republiki uzyskać rozmowę z tym współczesnym Canovą, który rzeźbił i był w przyjaźni z największymi mocarzami ubiegłego i obecnego stulecia, udajemy się do mieszkania d-ra Aronsona, gdzie zamieszkał wielki rzeźbiarz. Wśród licznie zebranych w salonie członków rodziny i gości, od razu rzuca nam się w oczy charakterystyczna głowa i fascynująca postać mistrza. (…) Urodziłem się w małem miasteczku niedaleko Dźwińska. Rodzice moi byli bardzo zamożni ludzie i dali mi możliwość kształcenia się, oczywiście w ówczesnym ruchu religijnym. Przypadek jednak chciał, że nauczyciel mój poza swoim głównym zawodem, trudnił się także rzeźbieniem nagrobków. Godzinami całemi przyglądałem się jego pracy, starałem się zapamiętać widziane rzeczy, a gdy tylko przychodziłem do domu, starałem się naśladować swego nauczyciela. I, o dziwo, wychodziło mi to zupełnie dobrze i częstokroć ku memu własnemu zdumieniu i przerażeniu, skonstatować musiałem, że rzeźby i motywy moje były o wiele doskonalsze i bardziej pomysłowe niż mego nauczyciela. Zacząłem więc usilnie pracować nad sobą. Samopas, bez żadnej ręki kierowniczej, bez wszelkiej pomocy i wskazówek, ukrywając się przed rodzicami, pracowałem, studiowałem i doskonaliłem się. Trwało to aż do 18-go roku życia. W tym czasie, w roku 1891, po różnych perypetiach, ocknąłem się bez grosza w kieszeni na Montparnasie w Paryżu. Z jakiejś niezrozumiałej przekory postanowiłem nie brać od rodziców, choć byli oni bardzo zamożni, ani jednego grosza. Postanowiłem żyć i pracować o własnych siłach”. Rzemiosła uczył się w Wilnie, a potem w Paryżu. W 1899 roku do jego „ubogiej mansardy” przybyli członkowie komitetu organizacyjnego Wystawy Światowej: „zabrali wszystkie moje rzeźby, które stanęły obok prac moich już słynnych w owym czasie Antokolskiego i Riepina”. Prace zostały nagrodzone złotym medalem. Był to punkt zwrotny w karierze artysty, któremu zaczęto powierzać poważne zamówienia, m.in. w Rosji, gdzie zamierzał wykonać portret filozofa Włodzimierza Sołowjowa: „Moi słynni z antysemityzmu rodacy, uważali atoli, że swojemi rękoma kalać będę aureolę filozofa i nie dopuścili mnie do niego. Pełen rozczarowania i goryczy udałem się wówczas do Jasnej Polany, do siedziby wielkiego starca, Lwa Tołstoja (…) zajęty intensywnie pracą twórczą, nie chciał mi początkowo pozować. Pozwolił mi natomiast modelować go w czasie pracy. Pochylona nisko nad papierami głowa, nerwowe kurcze twarzy, nie były oczywiście idealnemi warunkami dla pracy rzeźbiarskiej. Gdy natomiast wykończyłem popiersie żony wielkiego pisarza, Zofii Andrejewny, Tołstoj był dziełem mojem tak zachwycony, że nie tylko zgodził się chętnie pozować, lecz dopingował mnie jeszcze w pracy. A gdy skończyłem, wielki Starzec zawołał: »Wielu artystów już mnie dotychczas malowało i rzeźbiło, lecz pan jedyny mnie przejrzał i zrozumiał. Teraz przyszła kolej na genialnego muzyka niemieckiego, Beethovena«. Artysta, odrzuciwszy „z wdzięczności dla drugiej ojczyzny Francji” propozycję sportretowania Bismarcka wyrzeźbił Rasputina – na prośbę carowej, a model „w ciągu 6-ciu miesięcy prawie codziennie przychodził do jego pracowni”[przypis] Tamże.[/przypis].

Bruno Schulz pierwszy raz pojawił się w Łodzi pośrednio, symbolicznie rzec można w 1930 roku, gdy dwie jego grafiki pokazano na Salonie Wiosennym w Miejskiej Galerii Sztuki. W naszym mieście miał dwie zaprzyjaźnione osoby: Marię Chazen i Stanisława Weingartena. Weingarten od 1932 roku pracował w Łodzi jako przedstawiciel firmy naftowej „Galicja”.

Aronson pomagał wielu artystom, m.in. łódzkiemu rzeźbiarzowi Jakubowi Cytrynowiczowi (1893–1942), i najprawdopodobniej uczył Józefa Gabowicza (1862–1939). Pytanie tylko, czy Przecław Smolik przeoczyłby wizytę takiego gościa w „swoim” muzeum? Na pewno nie, choć pamiętników nie zostawił. I czy Aronson odmówiłby sobie wizyty w dawnym ratuszu przy placu Wolności 1? 

Brzękowski Jan, poeta: „Moja współpraca w grupie »a.r. « trwała 6 lat. Była ona dziełem przypadku, a raczej inicjatywy i energii Strzemińskiego. Przedtem z Łodzią nic mnie nie łączyło, gdyż byłem związany z Krakowem i Paryżem. W okresie międzywojennym byłem w Łodzi dwa razy, by zobaczyć się ze Strzemińskim i miasto to dziwnym zrządzeniem losu odegrało dzięki Strzemińskiemu dużą rolę w mojej twórczości”[przypis] Jan Brzękowski „Garść wspomnień o powstaniu łódzkiej kolekcji sztuki nowoczesnej i o grupie „a.r.” w: „Grupa „a.r.” 40-lecie Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Nowoczesnej w Łodzi”, Łódź 1971, s., 21.[/ przypis].

Nie udało mi się ustalić, kiedy przed wojną Brzękowski odwiedził Muzeum. Na pewno zjawił się u nas w czerwcu 1967 roku na wernisażu wystawy „Michel Seuphor. Poezja – plastyka”.

A czy „przedtem z Łodzią mnie nic nie łączyło”? Tu Jan Brzękowski nieco mija się z prawdą, ponieważ w 1927 roku zamieścił w tutejszej „Ilustrowanej Republice” recenzję „Pożegnania jesieni” Stanisława Ignacego Witkiewicza[przypis] Jan Brzękowski „Bezinteresowna powieść”, „Ilustrowana Republika”, 29 listopada 1927.[/przypis].

Chwistek Leon, malarz, myśliciel, matematyk. Jak się wyraził Bertnand Russel: jeden z sześciu ludzi na świecie (trzech z nich było Polakami), którzy byli w stanie zrozumieć jego „Principia mathematica”. Chwistek dzielił czas między sztukę i naukę. Był współzałożycielem grupy artystycznej  Ekspresjoniści Polscy (1917), przemianowanej w 1919 na Formistów oraz Polskiego Towarzystwa Matematycznego (1919). Wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim i Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, w 1938 uzyskał tytuł profesora zwyczajnego, a jednocześnie malował obrazy pełne ruchu, zbudowane według stworzonej przez siebie teorii strefizmu. Około 1931 był w Łodzi, odwiedzając Strzemińskich w ich mieszkaniu przy ul. 6 Sierpnia 22 m. 10, na poddaszu[przypis] Nika Strzemińska „Sztuka, miłość i nienawiść”, Warszawa 2001, s. 57.[/przypis]. Prace artysty znajdują się w kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi.

Czyżewski Tytus, malarz i poeta, uczeń Mehoffera i Wyspiańskiego, a potem jedna ze znaczących postaci polskiej awangardy, współzałożyciel Ekspresjonistów Polskich, potem Formistów. Futurysta, autor licznych artykułów poświęconych sztuce. Podobnie jak Leon Chwistek około 1931 był w Łodzi, odwiedzając Strzemińskich w ich mieszkaniu przy ul. 6 Sierpnia 22, m. 10, na poddaszu. Prace artysty znajdują się w kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi.

Dąbrowska Maria, pisarka. W „Dziennikach” pod datą 30 sierpnia 1936 roku zapisała: „Niedziela. O 10.45 wyjeżdżam z Dippelm do Łodzi torpedą (pierwszy raz). Leci jak strzała i w półtorej godziny jesteśmy w Łodzi. Z dworca autem do Ustronia za Zgierzem na spółdzielczą kolonię letnią. Tam zamknięcie kolonii, popisy dzieci bardzo przyjemne. O piątej wracamy do Łodzi. Z Dipplem w cukierni. O ósmej spotykam się z łódzkimi działaczami spółdzielczymi w restauracji »Tivoli«”. I dalej:. „31 VIII 1936. Poniedziałek. O dziewiątej rano zwiedzanie fabryki Poznańskich. O dziesiątej Centrala Spółdzielni Powszechnej i Oddział Związku. Bardzo ciekawy dział bławatny. Żytnia piekarnia spółdzielcza. Po południu zwiedzanie szeregu sklepów spółdzielczych, o ósmej Koło Młodzieży Spółdzielczej. O pierwszej zwiedzam też muzeum łódzkie, oprowadza mnie pan Minich, entuzjasta sztuki nowoczesnej (suprematyści etc.). Dużo się od niego nauczyłam, ale nie przekonałam się do tych eksperymentów sztuki, ciekawych jako dokument epoki, która jak rozłożyła człowieka na pierwiastki, tak rozkłada  i dzieło sztuki na jego poszczególne elementy. O dziewiątej wieczorem spółdzielcy urządzają bankiet, co mi się mniej podobało. Stare nałogi burżuazyjne tkwią. Refleksje łódzkie. Pogoda fatalna.

1 IX 1936. Wtorek. Budzę się zaziębiona. Deszcz leje, wiatr dmie Wychodzę sama do miasta, które ma wygląd koszmarny. O dwunastej wyjeżdżamy do Pabianic. Miasto ładne, przestronne, o wiele przyjemniejsze od Łodzi”[przypis] Maria Dąbrowska „Dzienniki 1933-1945” t. 2, Warszawa 1988 s. 168-169.[/przypis].

Gleizes Albert, malarz.24 kwietnia 1932 roku: „Instytut Propagandy Sztuki i Unja Intelektualna organizują dn. 24 b.m. wieczór, na którym p. Albert Gleizes, znakomity malarz paryski i teoretyk kubizmu, wygłosi w języku francuskim odczyt p.t. »Art et production«. Odczyt odbędzie się w sali Instytutu Propagandy Sztuki Królewska 12. Początek o godz. 8 wiecz. Wstęp zł. 2”[przypis] „Wiadomości Literackie”, 24 kwietnia 1932.[/przypis].

„W czwartek [28 kwietnia], o godz. 8 wiecz. w salach Instytutu Propagandy Sztuki odbędzie się organizowany przez grupę „A.V.” [sic!] odczyt znakomitego malarza i teoretyka kubizmu Alberta Gleizesa z Paryża. Odczyt w języku francuskim pt. „Art te Science” podaje ostatnie zdobycze współczesnej myśli europejskiej. Kubizm i jego myśl konstrukcyjna obecnie już na Zachodzie są punktem wyjścia wszelkich zagadnień artystycznych i kulturalnych. Zasadniczym rysem kultury współczesnej są podstawy ideowe stworzone przez kubizm i Gleizesa, jednego z głównych jego teoretyków”[przypis] „Art et science”, „Głos Poranny : dziennik społeczny, polityczny i literacki”, 27 kwietnia 1932.[/przypis]. Imprezę powtórzono 28 kwietnia. „Odczyt ze względu na osobę prelegenta, jak i na poruszony temat wzbudził w mieście naszem zrozumiałe zainteresowanie”[przypis] „Z Instytutu Propagandy Sztuki”, „Ilustrowana Republika”, 28 kwietnia 1932.[/przypis].

Pevsner Anton, rzeźbiarz i malarz, brat rzeźbiarza Nauma Gabo (Pevsnera), z którym ogłosił w 1920 roku „Manifest realistyczny”, będący w istocie manifestem konstruktywizmu. Studiował w Kijowie i Petersburgug, działał w Oslo, Moskwie, Berlinie.

Zenobia Karnicka, wieloletnia kustosz Muzeum Sztuki w Łodzi, kuratorka wystaw monograficznych poświęconych Władysławowi Strzemińskiemu, Katarzynie Kobro, Karolowi Hillerowi: „Międzynarodowa Kolekcja Sztuki Nowoczesnej grupy »a.r.« rozbudzić musiała żywe zainteresowanie artystów europejskiej awangardy. Ciekawym przyczynkiem do nieprześledzonych do końca reperkusji tego wydarzenia jest niezauważona wcześniej (wśród przebadanych archiwaliów) informacja o pobycie  w Łodzi w styczniu tego roku [1932] Antona Pevsnera. Oglądał on na pewno Muzeum i nie można wykluczyć, iż spotkał się także z Kobro i Strzemińskim”[przypis] Zenobia Karnicka „Kalendarium życia i twórczości” w: „Katarzyna Kobro 1898-1951. W setną rocznicę urodzin”, Łódź 1993, s. 48.[/przypis]. O wizycie rzeźbiarza w Muzeum wspomina Przecław Smolik w liście do Jana Brzękowskiego z 20 stycznia 1932 roku[przypis] „Akta m. Łodzi…” sygn. 17091, k. 80-81.[/przypis] i być może Julian Przyboś w liście do Jana Brzękowskiego z 1 lutego 1957 roku: „Słyszę, że Pevsnera pokazują w Musèe de L’art Moderne, tego Pevsnera, który przyjeżdżał do Łodzi podpatrywać Kobro i Strzemińskiego”[przypis] Zenobia Karnicka „Kalendarium życia i twórczości” w: „Katarzyna Kobro 1898-1951. W setną rocznicę urodzin”, Łódź 1993, s. 48.[/przypis].

Słodki Marcel, łodzianin, malarz, grafik, dadaista z tych najpierwszych, z Zurichu. Był i wystawiał w Łodzi w 1934 roku. Czy ominąłby Kolekcję „a.r.-u”? Mało prawdopodobne.

Taeuber-Arp Sophie, malarka. Zenobia Karnicka: „Jak dotąd nie wiemy także, czy Sophie Taeuber-Arp podczas swego pobytu w [1932] roku w Polsce odwiedziła np. Łódź? Prawdopodobieństwo osobistego spotkania tej artystki z parą Kobro-Strzemiński jest bardzo duże, zważywszy na jej dar dla kolekcji  oraz intensywną i serdeczną korespondencję pomiędzy Strzemińskim a Hansem (Jeanem) Arpem prowadzoną od wielu lat”[przypis]Tamże, s. 46.[/przypis].

„W tym okresie do Strzemińskich przyjechali również Hans Arp i Sophie Taeuber-Arp, zapewne, aby zobaczyć prezentację, bo był to pierwszy przypadek, kiedy kompozycje artystki były wystawiane w muzeum[przypis] Paulina Kurc-Maj „Jakie muzeum? – uwagi na temat historii Muzeum Sztuki w Łodzi do 1950 roku” w: „Muzeum Sztuki w Łodzi. Monografia”, t. 1, Łódź 2015, s. 149.[/przypis].

Stażewski Henryk, m.in. malarz. Jako członek grupy „a.r.” po prostu musiał odwiedzić Muzeum im. Bartoszewiczów. Okazja przyszła w 1932 roku: „W sobotę dnia 13-go lutego o godz. 7 wieczorem w lokalu Instytutu Propagandy Sztuki (park Sienkiewicza) odbędzie się odczyt art.-malarza Henryka Stażewskiego p.t. „Zagadnienie konstrukcji w sztuce nowoczesnej”. Odczyt ten jest niezmiernie ciekawy zarówno ze względu na temat odczytu, jak i na osobę prelegenta, wybitnego artysty i członka grup artystycznych „a.r.” w Polsce i paryskiej grupy „Abstraction-Creation”. Odczyt będzie bogato ilustrowany przezroczami”[przypis] „Z Instytutu Propagandy Sztuki”, „Ilustrowana Republika”, 12 lutego 1932.[/przypis].

Schulz Bruno, pisarz, który z pasją zajmował się też rysunkiem, grafiką, liternictwem, również malarstwem. Pierwszy raz pojawił się w Łodzi pośrednio, symbolicznie rzec można w 1930 roku, gdy dwie jego grafiki pokazano na Salonie Wiosennym w Miejskiej Galerii Sztuki. W naszym mieście miał dwie zaprzyjaźnione osoby: Marię Chazen i Stanisława Weingartena. Weingarten od 1932 roku pracował w Łodzi jako przedstawiciel firmy naftowej „Galicja”. Był bodaj najbliższym przyjacielem pisarza, wielbił jego twórczość, tę plastyczną również. Wszystkie jego mieszkania były wypełnione pracami Schulza: „jego pokój w drohobyckim mieszkaniu był cały od sufitu niemal aż do podłogi, obwieszony rysunkami”[przypis] Jerzy Ficowski „Regiony wielkiej herezji i okolice. Bruno Schulz i jego mitologia”, Sejny, 2002, s. 286.[/przypis]. We Lwowie przy ul. Ochronek 8 – „Pokój jego tonął cały w szkicach i obrazach Schulza”[przypis] Tamże.[/przypis]. W Łodzi, gdzie wynajmował „mieszkanie ekonomisty Alfreda Ziege, przy ul. Sienkiewicza 63” – również zamienił je w antykwariat – „galerię przedziwnych obrazów” z dwoma portretami namalowanymi przez Witkacego: „czerwonym i zielonym. Na pierwszym Weingarten wyglądał jak apoplektyk (…), na drugim jak topielec wydobyty z wodorostów. Na przepierzeniu wisiały „Sklepy cynamonowe” – cykl rysunków Schulza. W późniejszym okresie Weingarten przeniósł swój zbiór do zakupionej „pięknej kawalerki” przy al. Mickiewicza 8, gdzie przepadł – i zbiór, i Weingarten[przypis] Tamże, s. 287.[/przypis]. Po wybuchu wojny Schulz cudem przedostał się do Drohobycza, gdzie zginął, zastrzelony przez Niemca.

Schulz na pewno bywał u przyjaciela we Lwowie, ale czy w Łodzi? Zapewne tak, bo skoro był u Marii Chazen, to dlaczego nie miałby odwiedzić Weingartena? I Muzeum. Marię, która była pianistką, pisarz poznał w 1935 roku w Zakopanem. Czy łączyło ich coś więcej niż przyjaźń, nie wiadomo. Faktem jest, że Chazen pomagała Schulzowi, wierząc w jego nadzwyczajny talent. Był u niej w Łodzi przynajmniej raz, najprawdopodobniej przed podróżą w 1938 r. do Paryża. O wrażeniach, jakie odniósł Schulz z pobytu w naszym mieście, wiemy niewiele, ale Łódź musiała go przerazić. Georges Rosenberg, brat Marii, który z jej plecenia opiekował się Schulzem podczas wizyty w Paryżu, zauważył, że był on „nieśmiały, czasem wystraszony, kiedy mówił o „groźnych kominach w Łodzi”, pełen czułości dla istoty kobiecej i bardzo, bardzo delikatny”. W Paryżu Schulz odwiedził w pracowni… Nauma Aronsona. Rzeźbiarz „był zachwycony rysunkami Schulza, , a szczerość i siła tego zachwytu nie ulegały wątpliwości nawet dla Schulza, skłonnego do braku wiary w siebie”[przypis] Tamże, s. 81.[/przypis].


c.d.n.

Facebook Facebook Facebook

Nasz serwis internetowy używa plików cookies w celach określonych w polityce prywatności.

AKCEPTUJĘ REZYGNUJĘ