Towarzyszom z serwerowni
Główna księgowa znowu drze mordę
na kierownika skupu prozy i zastępcę
tego od skupu sztuk teatralnych,
bo zapomnieli o jakichś podpisach,
a kierownikowi od krytyki literackiej
po raz trzeci dzisiaj każe po prostu
wypierdalać. Za głośno. Wychodzę
zapalić. Zdejmuję maskę i palę. Słońce
przygrzewa przez szybę. Przysypiam,
bo skupujemy całodobowo, siedem dni
w tygodniu. I wtedy w palarni zjawia się
nasza kierowniczka od skupu wierszy,
taka trzydziestoletnia Leni Riefenstahl
w przyciasnych jeansach i chyba znowu
bez stanika. Zasłynęła kiedyś
jako koordynatorka szybkiej rozbiórki
dwóch muzeów sztuki nowoczesnej, opery
i niedokończonej filharmonii. Jeden minister
to chciał nawet dla niej zostawić żonę,
ale zajebali go omyłkowo terroryści.
Zdejmuje maskę, więc podnoszę się
i przypalam jej papierosa. Trafia dymem
w cień mojej głowy na ścianie i mówi:
„Sprawdź, czy wierszom nic nie grozi”.
Gaszę, zakładam maskę i mówię: „Jasne”.
Nie mówię, że byłoby mi miło, gdyby
kiedyś przemówiła do mnie po niemiecku
i że dokładnie tak wyobrażam sobie śmierć
15 marca 2020