Obserwuj mały, czerwony domek w podwójnej soczewce
Krzywo wznoszony (stąd nie pewny widok) na przeszłe obłości
Wynieśliśmy z niego wszystko do zagrody, i tak stoi pusty
Ciemna plama przebiegła się drogą (murek znaczył koniec)
Było też słonko skłonne do rozpusty, wyciągnięte krzyki
mylą deszcz z chlewem, nie ma dla mnie miejsca
Unosząc się dumnie, wpadłam znów w zapadnię, trafiłam celowo
A domek czerwony niczym malowany wybrałam jako taniej
dekoracji rozmach (to zwykłe tortury), domek spojrzał na mnie
swoimi okienkami, zmieniały się postacie pozując do zdjęcia
Chcieli mieć jakiś naoczny dowód śmiesznego zgorszenia
że tu stoję na pagórku i świecę kołatką
(wiersz pochodzi z przygotowywanego tomu „Abrasz”)